Aktualne promocje: Kliknij WRÓŻBA MIŁOSNA - Teraz tylko 99 zł. Kliknij WRÓŻBA NA 2024 ROK - Teraz tylko 90 zł. Jak dobrze wychować dziecko ? Rola rodzica jest niezwykle odpowiedzialna i ważna dla niemalże każdego, w kogo życiu pojawia się
Bezwarunkowa miłość jest jak gwiazda przewodnia w wychowaniu dziecka, bez niej wychowanie jest zajęciem uciążliwym i irytującym. Bezwarunkowa miłość oznacza, że kochamy nie bacząc na nic, bez względu na wszystko, a co jest najtrudniejsze bez względu na zachowanie dziecka, co nie oznacza, że postępowanie dziecka ma nam się
Być może uważasz, że wychowywanie dzieci nie mówiąc “nie” jest niemożliwe. Ale to niekoniecznie musi być prawda! Dzieci potrzebują dyscypliny, a jeśli nie będą jej miały, mogą stać się tyranami. Jednak wykluczenie ze słownika słowa “nie” nie oznacza pozwalania na wszystko ani usuwania granic. Jest to po prostu inne
Jak budować pewność siebie u dziecka, zachowując przy tym spokój, cierpliwość i szacunek? To nie jest trudne!
WPHUB. Wychowanie dziecka bez pieluch. Sprawdź, jak to zrobić. Anna Prokopowicz. 12.10.2020 18:30. Pieluszki to duży wydatek dla rodziców (123rf) Średnio przez 2,5 roku rodzice wydają ok. 5000 zł na pieluszki. Istnieje jednak metoda, która pozwala całkiem wykreślić ten punkt z rodzinnego budżetu.
Jak sprawić, że nasze dziecko w przyszłości wybierze…alkohol? Oczywistym jest, że siedemnastolatek pójdzie z kolegami na piwo, że skosztuje pierwszy raz wódki, a nawet nie trafi bez naszej pomocy do domu. Normalne, każdy z nas to kiedyś przeżył. Nawalił się na imprezie i chwiejnym krokiem dotarł do łóżka.
. Jak w wielu sprawach tak i w wychowaniu są pewne mody i standardy pokoleniowe, jak jest dzisiaj? Znamy już mody na: Wychowanie bez bicia dziecka Wychowanie bez stresu Przyszła moda na: 3. Wychowanie bez emocji Zgodnie z logiką, biologią i praktyką wiemy, że stres pojawia się na skutek: od strony chemicznej hormon 'stresu’ od strony biologicznej postawa majaca na celu szybką reakcję obronną od strony logicznej konsekwencję przyczyny jaką wywołuje stres Warto też wziąć pod uwagę statystykę, w któej sami możemy potwierdzić, że często towarzyszą emocje, zatem teza, że to „emocje są przyczyną stresu” jest prawdziwa? Czym jest stres? „dzięki niemu człowiek uczy się radzić w trudnych sytuacjach, stale się rozwija i wzmacnia swoją samoocenę.” „Nadmiernie produkowana adrenalina w wyniku stresu hamuje procesy uczenia się, obniża naszą odporność fizyczną i psychiczną. Stres nie sprzyja twórczemu i racjonalnemu działaniu. Dziecko w warunkach stresu mało zapamiętuje i uczy się mniej efektywnie.” Emocje są przyczyną stresu Jeśli tak jest to warto zastanowić się, czy warto być istotą żyjącą, gdyż każda od urodzenia ma własne emocje. Czy wobec tego tylko negatywne emocje wywołują stres? Jeśli tak, to jak nie przeżywać negatywynych emocji? Czy są przykłady ludzi, którzy tak funkcjonują? Może jest taka choroba? Podsumowanie Moja ocena przyzczyny i skutku daje odpowiedz taką, aby: nie powstrzymywać emocji, ale powstrzymywać reakcję na emocje Nad emocjami nie zawsze mamy tak dobrą kontrolę jak na reakcję pod wpływem emocji. W efekcie (afekcie) zamiast bić, krzyczeć, mówić można obserwować i korygować. Refleksja Z logicznego wniosku wynika, że jeśli uważasz, że twoje dziecko jesz istotą myślącą, że nachodzą ją refleksje, tym samym uznajesz, że jest zdolne do lepszego funkcjonowania z każdym doświadczeniem i błędem. Więc po co burzyć tą realną kolejność edukacji Twojego dziecka, które z czasem nabędzie oczekiwanych rezultatów, no chyba, że nie czuje potrzeby, wówczas warto dodać emocje pozytywne w celu stworzenia atmosfery ułatwiającej pierwsze kroki w tych pierwszych dla dziecka doświadczeniach. Skala trudności Warto uzmysłowić sobie i zapamiętać skalę trudności, którą przeżywa dziecko: pierwszy raz kolejny nieudany raz pierwszy udany raz Dalej jest już lepiej, a gdy jest gorzej, rodzi się frustracja, ale to już temat na inny artykuł Pozdrawiam rodziców, Tatunio
Zgodnie ze swoją misją, Redakcja dokłada wszelkich starań, aby dostarczać rzetelne treści medyczne poparte najnowszą wiedzą naukową. Dodatkowe oznaczenie "Sprawdzona treść" wskazuje, że dany artykuł został zweryfikowany przez lekarza lub bezpośrednio przez niego napisany. Taka dwustopniowa weryfikacja: dziennikarz medyczny i lekarz pozwala nam na dostarczanie treści najwyższej jakości oraz zgodnych z aktualną wiedzą medyczną. Nasze zaangażowanie w tym zakresie zostało docenione przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia, które nadało Redakcji honorowy tytuł Wielkiego Edukatora. Sprawdzona treść data publikacji: 23:37, data aktualizacji: 10:18 ten tekst przeczytasz w 9 minut Wybieramy kindersztubę czy skandynawski luz? Próbujemy unikać błędów naszych rodziców, ale popełniamy własne? Ile czasu spędzamy z dziećmi i czy ilość przechodzi w jakość? I dlaczego dzieci z tzw. dobrych domów nie zawsze są szczęśliwe? Zapytaliśmy o to dr Magdalenę Wegner –Jezierską, psychologa i mediatora rodzinnego, wykładowcę akademickiego, autorkę książki „Szkoła macierzyństwa”. Mazur Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Medonet: Jacy są współcześni polscy rodzice? Dr Magdalena Wegner – Jezierska: Bardzo skupieni na swoich dzieciach. Także dlatego, że coraz częściej mają tylko jedno dziecko. Jego szczęście i powodzenie życiowe utożsamiają z sukcesem zawodowym i finansowym, jakie osiągnie ono w przyszłości. Aby zapewnić juniorowi tak rozumiany sukces, inwestują w juniora duże środki. Pięciolatek uczący się chińskiego i hiszpańskiego, programujący roboty na zajęciach „Inżynier dla maluszka” to już nic nadzwyczajnego, a do tego kojarzy się przede wszystkim z troską rodziców o zawodową przyszłość dziecka. Staramy się odciąć od tego, jak wychowywali nas rodzice? Rodzice w każdym pokoleniu wypracowują nieco inny model wychowawczy, który jest pochodną tego, jakie wzorce otrzymali od swoich rodziców, sytuacji społecznej i ekonomicznej czasów, w którym przyszło im żyć, dostępności wiedzy psychologicznej dotyczącej wychowania, trendów i mód… Tej wiedzy dziś jest ogrom. Choćby w poradnikach psychologicznych, których mnóstwo jest w każdej księgarni… Tak, współcześni rodzice mają znaczniej więcej wiedzy na temat wychowania dzieci, a także swobodnego, codziennego dostępu do niej w porównaniu z poprzednim pokoleniem. Wystarczy wpisać w google: „Jak nauczyć korzystać dwulatka z nocnika”, aby otrzymać nie tylko fachowe porady, ale całe rzesze wspierających i dzielących się swoimi doświadczeniami forumowych mam. Rodzice dysponują także większymi środkami, które mogą przeznaczyć na dbałość o swoje potomstwo. Na przeciw ich oczekiwaniom wychodzi szeroka oferta czasu zorganizowanego zgodnie z ich wizją wychowywania dziecka. Jeśli modna jest joga dla dzieci – bez trudu znajdziemy takie zajęcia w pobliskim klubie dziecięcym. Pływanie? Szereg grup dla maluchów na różnym poziomie zaawansowania. Emisja głosu? Proszę bardzo – wystarczy zapisać małą wokalistkę. A co z karaniem, które było częstą metodą wychowawczym w poprzednim pokoleniu rodziców? Stale rośnie świadomość szkodliwości stosowania kar fizycznych wobec dzieci i ich znikomej skuteczności w procesie wychowania. Rozmowa z dzieckiem i tłumaczenie zamiast bicia i „trzymania krótko” nikogo już nie dziwi, a rodziców, którym zdarzy się dać dziecku klapsa lub podniosą na nie głos – dręczą wyrzuty sumienia. Poprzednie pokolenia nie traktowały swoich dzieci jako partnerów do rozmów i nie widziały powodu, aby tłumaczyć zasadność nakazów czy zakazów. Rodzic miał rację bez względu na wszystko. Wychowanie odbywało się równolegle w szkole lub w dużym zakresie w środowisku rówieśniczym – na podwórku. Współcześnie, dbałość o emocje i podmiotowość potomka nie pozwalają na takie jego traktowanie, które odbierane byłoby jak zaniedbanie. Do tego dzisiejsi rodzice coraz lepiej znają potrzeby swoich dzieci oraz metody ich zaspokajania. Sięgają po poradniki, starają się zapewniać dziecku odpowiednie warunki do rozwoju, interesują się, w jaki sposób maluchy spędzają czas, a stałe uatrakcyjnianie tego czasu jest już normą. Rodzice nauczyli się też chwalić, wspierać i nagradzać swoje dzieci bardziej niż krytykować i podcinać skrzydła. Chcą, aby ich dziecko wyrosło na pewną siebie, szczęśliwą i kompetentną dorosłą osobę. Wizja dziecka, które powinno być przede wszystkim skromne i posłuszne rodzicom odeszła już w niepamięć. Za trendem tym nadążają wiodące wytwórnie bajek dla dzieci, gdzie scenariusze w stylu zapracowanego „Kopciuszka”, który w zaciszu opresyjnego domu czekał na wybawienie, zastępują opowieści z cyklu „Zwierzogrodu” – bajek o tolerancji, łamaniu stereotypów i sile wiary w siebie. Pozytywnych zmian w podejściu do wychowania potomstwa współczesnego pokolenia rodziców jest cała gama… A co z negatywnymi? Koncentracja na dziecku, jako pokoleniowa nowość, niesie ze sobą nowe zagrożenia. Wiele współczesnych dzieci jest poważnie przeciążonych. Po ośmiogodzinnym dniu w szkole i na kółkach zainteresowań, spędzonych na wysiłku intelektualnym, potem w głośnej świetlicy, rodzice fundują swoim dzieciom dodatkowe zajęcia. Nierzadko maluchy uczą się po południu w szkole muzycznej, w szkołach językowych. Późnym wieczorem odrabiają zadania domowe. Czas spędzony przez dziecko w szkole – pod względem fizycznego i psychicznego obciążenia – jest porównywalny do czasu spędzonego przez dorosłego w korporacji. Jednak nie słyszałam o dorosłych, którzy wychodząc z pracy biegną prosto na lekcję skrzypiec i szachów, a potem do nocy ślęczą przy biurku nad projektem. Codziennie. A dzieci to robią. W dodatku pod presją, aby wyniki były bardzo dobre. Rodzice często zaprzeczają jakiejkolwiek presji nie zdając sobie sprawy, że ich dzieci ciężko pracują, aby zobaczyć uznanie w oczach rodzica i doskonale orientują się na czym rodzicom zależy, co ich cieszy. Jeśli dziesięciolatka mówi mamie, że chce spędzić lato na nauce włoskiego, bo przyda się jej to w przyszłości, kiedy już zostanie prawnikiem, to powinna się tej mamie „zapalić czerwona lampka”, bo to nie są marzenia dziesięciolatki, lecz oczekiwania rodziców. Coraz częściej zabieramy dzieciom to, co mają najcenniejsze – dzieciństwo. To jak sensownie zagospodarować dziesięciolatkowi czas pozaszkolny? Jeśli chodzi o wakacje, dziecko w tym wieku powinno spędzić lato na zabawie, brudzeniu się, zbieraniu doświadczeń samodzielności, na poznawaniu innych dzieci, a jeśli portfel rodziców pozwoli, także na pływaniu na kajaku i chodzeniu po górach z rodziną. A w ciągu roku szkolnego? Nie chodzi o to, że mają nie chodzić na zajęcia dodatkowe, ale o to, by rodzice umieli zachować umiar. Dwa popołudnia w tygodniu zajęte dodatkową edukacją to wystarczająco dla ucznia szkoły podstawowej. Jeden dzień w tygodniu, np. sobota, powinien być zupełnie wolny od nauki czy uczestnictwa w zajęciach dodatkowych. W tym kontekście cieszy nurt – popierany także przez Rzecznika Praw Dziecka, pana Marka Michalaka – nie zadawanie prac domowych. Jest wiele innych rzeczy, na które dzieci nie znajdują czasu, a które powinny obowiązkowo znaleźć się w codzienności maluchów, jak spacer z rodziną, jazda na rowerze czy czytanie książek, kontakt z rodzicami i rodzeństwem, gotowanie, wspólne spożywanie posiłków, gry planszowe, zabawa z psem. Obszary te niebezpiecznie kurczą się do występujących okazjonalnie. Rodzice stawiają na intelektualny rozwój dziecka, nie zabawę… Wielu rodziców traktuje dzieciństwo wyłącznie jako intensywne przygotowanie do dorosłości. I to jedynie w wymiarze intelektualnym. Tymczasem dziecko rozwija się przecież także duchowo, społecznie, emocjonalnie. A do tego potrzeba dobrych relacji z rodzicami, które budowane są przez czas spędzany codziennie wspólnie z dzieckiem. Życie przeżywane przez rodzinę wspólnie różni się znacząco od życia równoległego (mama na jodze, dziecko na angielskim, mama przed komputerem, dziecko odrabia lekcje). W takim codziennym pędzie nie trudno o depresje wieku dziecięcego, stany lękowe. Dzieci czują się przytłoczone, są niedospane, brakuje im swobodnej aktywności własnej poza ściśle wyznaczonym planem dnia, a podstawowa potrzeba bliskości z rodzicem zostaje niezaspokojona. Paradoksalnie, to dzieci z tzw. dobrych domów mają większą szansę na wczesny wyścig szczurów, gdyż w domu nie brakuje na to środków finansowych, za to brakuje obecności rodziców, którzy środki te, często w pocie czoła, wypracowują. Slogany typu: „szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko” są mylnie interpretowane i służą zagłuszaniu poczucia winy nieobecnych w życiu dziecka rodziców. A może liczy się jakość, nie ilość czasu spędzonego dzieckiem? Coraz częściej słyszę ten argument od rodziców, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że pół godziny czytania bajek przed snem, jako czas spędzony w ciągu dnia z dzieckiem to dramatycznie za mało. Liczy się jakość czasu, owszem, więc warto codziennie czytać dziecku, spędzać czas z nim czas w pomysłowy sposób, ale ilość czasu jest równie ważna, bo wtedy tworzy się więź, porozumienie i mamy szansę na zbudowanie relacji. Dopiero po dłuższym czasie spędzonym razem jest szansa na szczere rozmowy, otwarcie się i bliskość. Wspominała Pani, że dziś coraz więcej rodziców ma tylko jedno dziecko. Jakie to ma konsekwencje? Nadmierna koncentracja na dziecku często prowadzi do traktowania dziecka jak najważniejszej osoby w rodzinie, uprzywilejowanej bardziej niż pozostali członkowie, np. dziecko nie ma obowiązków domowych, ma lepszy sprzęt elektroniczny i nosi droższe buty, ubrania niż rodzice itd. Rodzice są skłonni poświęcać całe wolne popołudnia na dowożenie pociechy na popołudniową edukację sportową lub inną i na siedzenie w samochodzie, podczas jej trwania. I co wtedy się dzieje? Dzieci stają się roszczeniowe, a jednocześnie mało samodzielne. Wielu rodziców bez namysłu robi wszystko za dziecko. Efekt, że mamy nastolatków, którzy nie potrafią wykonać wokół siebie najprostszych czynności, takich jak pranie, włączenie zmywarki, umycie podłóg lub okien, ugotowanie obiadu, prasowanie. Rodzice nie angażują dzieci w prace domowe, wolą by ten czas przeznaczyły na naukę, albo nie znaleźli sposobu na to, by wyegzekwować od dziecka pracę na rzecz domu i rodziny. „Co mam zrobić, aby mój syn ścielił łóżko?”, „Jak mam mu przemówić do rozsądku, aby sprzątał po sobie w kuchni? Patelnię to już sama po nim umyję, ale mógłby chociaż do zmywarki talerz włożyć. Co mam mu powiedzieć?” – tak rozpaczają rodzice nastolatków, kiedy orientują się, że coś w wychowaniu im nie wyszło, pomimo, że według własnej oceny poświęcili wszystko, aby inwestować w dziecko. Popełniają inne błędy wychowawcze, niż ich rodzice? Tak, np. nie potrafią wyznaczać granic, zachowywać się konsekwentnie. Co ciekawe, choć mają większa świadomość wagi oddziaływań wychowawczych, wcale nie wiedzie ich ona do refleksji na temat tego, czy dobrze postępują z własnym dzieckiem pozwalając mu np. na niegrzeczne odzywanie się do dorosłych i zapełniając mu cały jego czas jedynie rozwojem intelektualnym. Zamiast tego skupiają się na tym, że sami nie byli w tak wyjątkowy sposób traktowani przez swoich rodziców. Uważają, że to złamało im życie? W ich mniemaniu to uniemożliwiło im lub utrudniło osiągnięcie sukcesów, albo spowodowało całą masę problemów w życiu osobistym. Mówią: „Nie chodziłem na hiszpański, nikt nie interesował się moimi ocenami, o lekcjach tenisa nawet nie słyszałem, mama krytykowała moich znajomych i nie pozwalała mi się ubierać tak, jak chciałem”. Takie lub podobne podsumowanie własnego dzieciństwa, wzmocnione jest głębokim postanowieniem, że moje dziecko będzie miało znacznie lepiej. I ma? Warto zachęcić takich rodziców do refleksji: „Co moje dziecko będzie zarzucać mi jako rodzicowi w zaciszu gabinetu psychologicznego, kiedy samo będzie dorosłe?” Przypuszczam, że dzieci współczesnych rodziców będą się skarżyć na nadmierne rodzicielskie zainteresowanie i pokładanie nadziei w ich edukacji, na wieczny pośpiech i wychowywanie się w rozbitych rodzinach. Dr Magdalena Wegner –Jezierska, psycholog, mediator rodzinny, wykładowca akademicki Autorka „Szkoły macierzyństwa” (wydawnictwo „W drodze”). wychowanie wychowanie dzieci wychowanie dziecka błędy wychowawcze jak wychować dziecko Krystyna Kofta: zachorowałam na własne życzenie. Hodowałam tego raka osiem lat Krystyna Kofta, pisarka i felietonistka, zachorowała na raka piersi kilkanaście lat temu. Walkę z nowotworem opisała w książce "Lewa, wspomnienie prawej". W... Krystyna Kofta Ginekolog to nie dentysta, a kiła to nie próchnica Coraz więcej polskich nastolatków rozpoczyna współżycie w wieku 15 lat, ponad połowa bez zabezpieczenia. W obawie przed ciążą wybierają seks analny i oralny, a... Zuzanna Opolska Ludzkie organy będą hodowane w ciałach zwierząt Japońscy naukowcy zamierzają hodować ludzkie organy do przeszczepów w ciałach zwierząt (przede wszystkim świń). Komitet Polityki Naukowo-Technicznej przy rządzie... Ewa Woydyłło: mądre wychowanie może chronić przed depresją W Polsce na depresję cierpi nawet 1,5 mln osób. Profilaktyka tej choroby zaczyna się od dziecka - dzięki mądremu wychowaniu ludzie łatwiej radzą sobie z depresją.... Bunt dwulatka - przyczyny, rozpoznanie. Jak radzić sobie z buntem dwulatka? Dzieci niejednokrotnie buntują się przeciwko swoim rodzicom i ich decyzjom. Chcą wyrazić w ten sposób własne zdanie, aspiracje i upodobania. Pierwszy opór maluch...
30 kwietnia obchodzono światowy dzień sprzeciwu wobec bicia dzieci. Z tej okazji pojawiło się wiele odniesień do artykułów argumentujących przeciwko dawaniu dzieciom klapsa. Często w nich padają merytoryczne argumenty, autorzy podają wyniki badań i opinie specjalistów. Komentujący te wpisy, jak i sami twórcy, nie mogą się powstrzymać od mocnej krytyki osób, które tego klapsa jednak dadzą. A ja dziś postanowiłam podejść do tematu inaczej i napisać tekst dla przeciętnego Kowalskiego. Takiego, który sam dostawał lanie w dzieciństwie, wiec myśli, że to dobry sposób. Osoby, która chce nauczyć swoje dziecko pewnych zasad, ale boi się, że bez kar cielesnych końcowym skutkiem okaże się młody człowiek nie szanujący nikogo. Może też wewnętrznie wzdryga się przed daniem klapsa, ale ma wrażenie, że tego oczekuje od niego otoczenie. Albo po prostu nie wie, że można zrobić inaczej. I ja to wszystko rozumiem – bo byłam tym przeciętnym, polskim Kowalskim. “Widocznie czasem trzeba” Jako dziecko zdarzało się, że dostawałam klapsy. Nieszczególnie często, bo byłam raczej posłusznym dzieckiem, ale tak – od czasu do czasu psociłam i kończyło się albo klapsem w pupę, albo wytarganiem za ucho – niby symbolicznie, ale jednak. Pretensji do rodziców nie mam. Szczerze myślę, że wyjątkami są osoby koło 30, które nigdy nie dostały w dzieciństwie kary cielesnej. Owszem, zdarzają się ale tak naprawdę ile ich jest biorąc pod uwagę całe pokolenie? U mojego męża było podobnie. Gdy więc, jeszcze przed zaręczynami, rozmawialiśmy o naszych poglądach na różne sprawy, mieliśmy ten sam punkt wyjścia jeśli chodzi o klapsy. Nie są fajne, będziemy starać się ich unikać, ale widocznie czasem tylko to zadziałała. Jakby ktoś nas wtedy podsłuchał, dzieciaków przed maturą rozmawiających o wychowaniu potencjalnych dzieci, pewnie by padł ze śmiechu. Minęło parę ładnych lat. Na świat przyjdzie Maja, a ja sama z siebie odkryłam rodzicielstwo bliskości. Nawet bez tego ostatniego, nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby dawać klapsa niemowlęciu. Jednak noszenie córki, spanie z nią i generalnie odpowiadanie na jej potrzeby znacząco wpłynęły na późniejsze lata. A nie były one łatwe. Dziecko odkryło czym jest chodzenie, zaczęło dążyć do samodzielności. Ja, w swojej naiwności sądziłam, że jeśli powiem nie, to córka się posłucha. Że skoro wymagam od takiej dwulatki by siedziała na ważnym spotkaniu prawie dwie godziny na pupie, to tak ma być. Teraz śmieję się sama z siebie, ale wtedy było bliżej mi do płaczu. Za każdym razem, gdy Maja nie współpracowała, miałam wrażenie, że zawodzę jako rodzic, że nie potrafię wychować własnego dziecka. Nieraz wyprowadzałam ją na zewnątrz trzęsąc się z żalu i ze złości na siebie. W tym stanie naprawdę niewiele brakowało by dać tego klapsa, ale coś mnie powstrzymało. Skoro w pewnym momencie dziecko jest za małe na klapsa (wspomniane niemowlę), a w pewnym momencie za duże (swoje ostatnie dostałam jako dwunastolatka i wtedy uważałam, że to już przesada), to kiedy jest dobry czas na bicie dzieci? Tak mnie ta myśl ruszyła, że zaczęłam się dokształcać w temacie i ze zdumieniem odkrywać pewne zależności. Jak chociażby to, że pokusa do dania klapsa, to próba wyładowania własnych nerwów i złości. Wystarczy się zatrzymać i wziąć głęboki oddech. Czy po uspokojeniu się nadal uważasz, że jedynym wyjściem z sytuacji jest uderzenie dziecka np. 5 razy w pośladki? Wątpię. Dziecko to nie pies, a wychowanie to nie tresura. Nie musisz dawać lub zabierać ciasteczka od razu. Wręcz przeciwnie. Zastanowienie się, jak przekazać dziecku, że jego zachowanie było złe, że może niekoniecznie zabranie koleżance z przedszkola ładnej spinki do włosów było fajne, może przynieść prawdziwą korzyść. W przeciwieństwo do lania, które zostawia poczucie wstydu, żal do rodziców i nie uczy zasad, a unikania konsekwencji. Jakie jest dziecko wychowywane bez klapsów? Może nasz przeciętny Kowalski zastanawia się, czy rezygnując z bicia uda mu się wychować dziecko na porządnego człowieka. Nam się udało przetrwać bez bicia, popychania i wyzwisk (no, dobra – czasem w emocjach wrzasnę, ale trwa to tylko chwilę i potem przepraszam). Jakie jest nasze prawie pięcioletnie dziecko? Normalne. Jak to dziecko. Czasem coś popsuje, czasem się nie posłucha. Czasem ktoś ją uzna za niegrzeczną, bo np. biega po placu zabaw, ale nie wyobrażam sobie karać ją za to, że ktoś ma inne poglądy na temat dobrego zachowania. Jednocześnie jest bardzo pomocna. Mówi “proszę”, “przepraszam”, “dziękuję”. Codziennie się przytula i podkreśla jak nas kocha. Potrafi długo płakać, gdy coś jej nie wyjdzie, tylko dlatego, że wie, że nas zraniła. Jest po prostu zwykłym pięcioletnim dzieckiem. Pamiętaj: nigdy nie jest za późno na rezygnację z bicia. Drogi Kowalski – daj szansę sobie i przede wszystkim swojemu dziecku.
Czyli co zrobić z tym najczęstszym wychowawczym problemem? Nie przesadzę, jeśli powiem, że ponad połowa wysyłanych do mnie maili od czytelników dotyczy omawianego właśnie dzisiaj tematu. Bicie młodszego rodzeństwa, „bicie” rodziców, bicie dzieci w przedszkolu. Rozmowy nie pomagają, tłumaczenia nie pomagają, nawet izolowanie od innych dzieci nie pomaga. I nawet, gdy przez kilka dni wydaje nam się, że już wszystko w porządku, to niestety bardzo często okazuje się, że mieliśmy rację. Wydawało nam się. Co więc jeszcze możemy zrobić z dzieckiem, które ma problem z agresją wobec innych? Po pierwsze, zbliżmy się do dziecka I nie chodzi mi tutaj o to, aby być cały czas przy dziecku. Tego nikt z nas nie jest w stanie wykonać. Nie mówiąc już o tym, że ilość spędzonego z dzieckiem czasu bardzo rzadko jest równa jakości. Mi w tym punkcie chodzi o nawiązanie silniejszej relacji między rodzicem i dzieckiem – o lepsze wzajemne zrozumienie. Najlepszym sposobem na to jest spędzanie czasu sam na sam z dzieckiem. Bez drugiego rodzica, bez rodzeństwa, bez kolegów, bez żadnej widowni. Chodzi o pokazanie dziecku, że ono też jest dla nas ważne i że je dostrzegamy. Że lubimy z nim spędzać czas. Nawet 10 minut dziennie wystarczy. Dlaczego to działa? Dzieci, które mają silną więź ze swoimi rodzicami, chętniej słuchają ich rad i lepiej rozumieją motywację swoich rodziców (a rodzice lepiej rozumieją dziecięcą motywację, co też ma niemałą wartość). Po drugie, nie reagujmy w niepotrzebny sposób, gdy zaczyna płakać Po prostu bądźmy obok. Wydaje się to banalnie proste, ale jednak dla wielu rodziców takie nie jest. Tacy rodzice albo próbują dziecko zawstydzić („Ile razy ci mówiłam, żebyś nie biegał, bo się przewrócisz? Co za ciamajda!”) albo zaatakować („Przestań się mazać, bo zaraz dam prawdziwy powód do płaczu!”) albo próbują wszystko dla niego zrobić, wszystko naprawić („Zepsuła ci się zabawka? Chodź, zaraz kupimy ci nową. No już, przestań płakać.”). A co by się takiego strasznego stało, gdybyśmy po prostu byli obok? Gotowi wsłuchać się w uczucia naszego dziecka? Gotowi okazać mu nasze wsparcie? Schować nasze dumne ego czy chęć do naprawiania wszystkiego i pozwolić naszemu dziecku podzielić się z nami tymi wszystkimi wielkimi uczuciami, jakie w nim tkwią? Kto wie, może dzięki temu nie dusiłby ich wszystkich w środku i łatwiej radził sobie w komunikacji z innymi? Tak bardzo chcemy nauczyć się rozmawiać z naszymi dziećmi, a jednocześnie tak często marnujemy ku temu najlepsze okazje. Dziecko bardzo często zaczyna płakać ze strachu, z bólu lub ze złości, ale równie często te uczucia szybko przechodzą w chęć przytulenia się do kogoś bliskiego. Do rodzica. W ten sposób dziecko się uspokaja. W ten sposób się uzdrawia. W ten sposób uczy się panować nad własnymi impulsami. Aby tak się jednak stało, musimy wpierw dać mu taką możliwość. Chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego tak wielu z nas to odrzuca. Po trzecie i ostatnie, jeśli zauważamy, że nasze dziecko podczas zabawy z innymi dziećmi ogarniają duże emocje, podejdźmy bliżej Nie reagujmy gwałtownie, po prostu usiądźmy blisko i upewnijmy się, że nikomu nie stanie się krzywda. Wydawałoby się rozsądnym rozwiązaniem zabranie naszego agresywnego dziecka z grupy, ale to tylko sprawi, że zdenerwuje się ono jeszcze bardziej i to nas potraktuje jako powód swojego gniewu. W efekcie nawiązanie z nim porozumienia będzie jeszcze trudniejsze. Na rozmowę też jest za późno, bo emocje już się pojawiły i żadne „nie ma się co denerwować, on nie chciał zrobić nic złego” nie pomoże. Takie rozwiązanie nie da mu też możliwości samodzielnego uporania się z własnymi emocjami – a kto wie? Może akurat tym razem by mu się udało? Dlatego też najlepszym rozwiązaniem jest bycie blisko i reagowanie tylko wtedy, gdy to konieczne. A jeśli już będzie koniecznie, to podobnie jak w poprzednim akapicie – nie przesadzajmy z naszą reakcją. Bardzo często wystarczy takie skore do uderzenia innych dziecko oddzielić własnym ciałem od innych, jednocześnie umożliwiając mu dalszą zabawę, gdyby miało ochotę. Warto też powiedzieć dziecku na głos o tej granicy: „możesz się bawić z dziećmi, ale nie możesz ich uderzać i ja jestem tutaj obok, aby tego dopilnować”. Czasami będzie tak, że dziecko w końcu samo się wyciszy, a znacznie częściej będzie tak, że cała sytuacja doprowadzi dziecko do płaczu, bo to będzie dla niego jedyny sposób, aby poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami w środku bez uciekania do przemocy. Jak sobie jednak wtedy poradzić, wiemy już z poprzedniego akapitu. I jak wiemy, to jest ważna chwila, którą warto spędzić będąc wsparciem. I na koniec: pamiętajmy, że to tylko etap. Nie będzie on trwał wiecznie U jednych dzieci krótszy, u innych dłuższy, ale to jednak tylko etap. Nie wiem ile on będzie trwał u konkretnego dziecka, bo jest to zależne od wielu czynników, ale mogę powiedzieć jedno. Jeśli będziemy w tych ciężkich chwilach dla naszego dziecka wsparciem, zamiast okazywać wobec niego niezadowolenie, agresję czy ośmieszanie, to na pewno skutecznie ten etap skrócimy. To my musimy być tutaj wzorem, który nasze dziecko może naśladować i to my musimy, pamiętając o punkcie pierwszym z powyżej listy, przekonać je, aby chciało to zrobić. To my musimy pokazać mu, że się da i że warto to zrobić. W końcu ono jest jeszcze dzieckiem. Małym dzieckiem. Dzieckiem, które uderza nie dlatego, że jest złym człowiekiem, ale dlatego, że się boi. Albo dlatego, że jest zdenerwowane. To jest jego pierwotny instynkt, z którym nie potrafi jeszcze walczyć. Tylko od nas zależy czy będzie miało w pobliżu dorosłego, który go tego nauczy. Tekst inspirowany tym artykułem. Prawa do zdjęcia należą do zzclef.
wychowanie dzieci bez bicia czy to mozliwe Autor Wiadomość Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23Posty: 1814 Tolkienie, jasne jest, że nie podoba Ci się formuła programu, ale może spóbuj się odnieść do samych metod, jakimi posługuje sie p. Zawadzka, zwłaszcza, że jesteśmy w wątku o biciu dzieci, a ona pokazuje, jak robić, żeby nie bić. Moje stanowisko znasz. Wt lis 28, 2006 15:09 kris1 Dołączył(a): So kwi 01, 2006 19:02Posty: 67 w skrócie rzecz ujmująć tolkien gadasz caly czas jak to telewizja jest zła itd ale nic na temat nie odpowiedziałeś na co Ci zwrócilo uwagę już kilku. Jesli dla Ciebie wszystko co w telewizji jest złe to se chlopie wyrzuć telewizor i tyle I jeśli jesteś w stanie się opanować to powiedz coś na temat tych metod czy są dobre czy złe i co o tym sądziśz , a nie co myślisz o programach- bo jak rozumiem wszystkie są po to tylko i wylącznie aby robć kase i mamić ludzi. Jak masz zamiar dalej biadolić o żlym wpływie telewizji to musisz poszukać innego forum., albo napisz nowy o zlym działaniu telewizji. Ludzie przynajmniej niektórzy wiedzą do czego służy telewizja i jakie ma znaczenie w dzisiejszych czasach. Akurat jakiś czas temu skończylem studia w zakresie mass mediów i coś niecoś wiem , bywałem nawet przy tworzeniu reality show i wiem jak to dziala, Ale niestety nie jest ten temat, tylko metody bez Wt lis 28, 2006 22:09 mallys Dołączył(a): Pt wrz 22, 2006 11:00Posty: 21 Nie ogladam polskiego wydania "superniani", bo po prostu nie mam dostepu do polskiej telewizji. Ogladalam natomias kilkukrotnie wydania zagraniczne. o ile moge sie zgodzic, ze program przypomina troche reality show, o tyle nie zgodze sie, ze metody wychowawcze sa glupie i wyrezyserowane. Chcialabym sie dowiedziec, ktore metody sa glupie i nie nadaja sie do wychowania?? Metody, ktore nie zawieraja elementow przeemocy, ublizania czy ponizenie nadaja sie do tego jak najbardziej?? Podoba mi sie, ze niania pokazuje rodzicom, ktorzy jeszcez tego nie wiedza, ze mozna WYCHOWAC dziecko bez stosowania wobec niego przemocy fizycznej czy psychicznej. zastanawia mne tylko dlaczego niektorzy sadza, ze te metody sa nie skuteczne i na dzieci nie dzialaja. Nie mam wyksztalcenia pedagogicznego, ale mam juz troche doswiadczenia w tej materii. Moge zapewnic, ze na dzieci bardziej dzialaj "pogadanki" czy uswiadamianie, niz bicie, klapsowanie czy wrzaski. Dla mnie program jest o tyle dobry, ze pokazuje, ze jednak mozna sobie poradzic z dzieciakami poprzez nasza postawe, nasz uksztaltowany charakter....a ze niektorzy nie daja rady? coz, biciem tez niczego dobrego nie osiagneli...niektrzy nie powinni miec dzieci i tyle.. Pt gru 01, 2006 12:48 Krzysztof_J Dołączył(a): Cz sie 24, 2006 9:08Posty: 928 mallys napisał(a):...nie zgodze sie, ze metody wychowawcze sa glupie i wyrezyserowane. ...Dla mnie program jest o tyle dobry, ze pokazuje, ze jednak mozna sobie poradzic z dzieciakami poprzez nasza postawe, nasz uksztaltowany charakter... O ile dobrze zrozumiałem tolkiena, to nie krytykował matod wychowaczych ale fakt, że sytuacje są wyreżyserowane: na początku "okropne dzieciaczyska", a po "terapii" cudownie odmienione. Zresztą uważam tak samo: w tym programie wszystko jest zbyt proste. Nie można poradzić -> pach! jak za cudownym dotknięciem problemy ustępują. Po prostu program jest robiony (jak mi się zdaje) pod z góry założoną tezę: że stosowane motody są skuteczne. Temu służą wręcz patologiczne zachowania na początku i owe cudowne odmiany. Pt gru 01, 2006 13:20 Anonim (konto usunięte) Kzrysztofie!! Dzieki Wyjałeś mi to z ust. O to własnie chodzi, ze w sposób sztuczny podczas jednego programu (nie wiem ile trwa nagranie - tydzień? dwa? ). Z rozkapryszonego bachora robi sie anioła. Proces wychowawczy trwa całe lata, a nie tylko przez kilka wyreżyserowanych sesji telewizyjnych. Jeżeli prawdziwe sa te zachowania dzieciakó, to po odejsciu "superniania" wszystko wróci do "normy", czyli będzie takie jak przedtem. Bładów wychowawczych oraz zwykłej rodzicielskiej głupoty nie da sie wyeliminować w kilka dni. Do wychowania dziecka, należy sie przygotowac juz przed poczęciem...a nie dopiero po kilku latach od narodzenia. W tym widze płaskość programu...w wmawianiu ludziom, ze to takie proste. Wychowanie dziecka wcale nie jest proste, to zadanie na całe życie, a conajmniej na 20 lat. Kto uważa inaczej, powinien powstrzymac sie z rodzicielstwem Pt gru 01, 2006 16:34 mateola Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23Posty: 1814 A jednak... To są metody behawiorlane, za pomocą których rodzice i dzieci uczą sie nowych zachowań, a nie żadne czary-mary. To, czy dzieci powróca do dawnych zachowań, będzie zależało od postawy rodziców, od ich wytrwałości. Pewnie, że tego sie nie zrobi w kilka dni, ale "podanie przepisu" jest możliwe. Potem jest praktyka. Z forum dyskusyjnego "superniania" wynika, że bywa z tym różnie. Pt gru 01, 2006 17:53 Anonim (konto usunięte) Przepraszam, nie uznaj tego za złosliwośc Tak mi sie skojarzyło Cytuj:To są metody behawiorlane Wiem o co chodzi. Mam psa którego szkole na "fachowca" ratownika. O metodach behawioralnych ciągle mi gadaja na szkoleniach . Jakos mi się to słowo kojarzy z tresura, a nie z wychowywaniem dzieci Pt gru 01, 2006 18:12 Annnika Dołączył(a): Śr lis 22, 2006 15:18Posty: 318 Wbrew pozorom wychowywanie to w dużej mierze behawioryzm: uczenie, że pewne zachowania przynoszą nagrodę a niektóre karę lub przykre konsekwencje, czy to nie behawioryzm Pt gru 01, 2006 22:07 mateola Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23Posty: 1814 tolkien napisał(a):Przepraszam, nie uznaj tego za złosliwośc Tak mi sie skojarzyło Cytuj:To są metody behawiorlaneWiem o co chodzi. Mam psa którego szkole na "fachowca" metodach behawioralnych ciągle mi gadaja na szkoleniach .Jakos mi się to słowo kojarzy z tresura, a nie z wychowywaniem dzieci Nie przepraszaj, bo Twoje skojarzenia są słuszne a poza tym nie ja wymyśliłam metody behawioralne. Ten sposób uczenia nowych zachowań to warunkowanie, z tym, że pies doznaje warunkowania klasycznego (jak u Pawłowa), a dzieci superniani - warunkowania instrumentalnego – na skutek skojarzeń, myślenia, w oparciu o związki przyczynowo-skutkowe między bodźcem a reakcją. To jedna z metod wychowania, a właściwie zmiany nieprawidłowych nawyków i utrwałania właściwych. Pt gru 01, 2006 22:14 Anonim (konto usunięte) No sory, ale... Cytuj:Ten sposób uczenia nowych zachowań to warunkowanie, z tym, że pies doznaje warunkowania klasycznego (jak u Pawłowa), a dzieci superniani - warunkowania instrumentalnego – na skutek skojarzeń, myślenia, w oparciu o związki przyczynowo-skutkowe między bodźcem a reakcją. Pies też kojarzy i też reaguje na związki przyczynowo-skutkowe oparte na bodźcach reakcyjnych Wbrew powszechnym opiniom, zwierzaki maja swój specyficzny "język" i potrafia sie porozumiec z człowiekiem. Tylko człowiek go nie zna i nie potrafi odczytać tego co zwierz "mówi". Ojjjjj to nie temat na ten topic i zaraz zostaniemy wywaleni Tak jednak ciągnąc ten offtop Czy wiesz jaki procent naszej komunikacji to mowa, a jaki język ciała? (wygląd, gestykulacja, mimika..) Pt gru 01, 2006 22:47 angua Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25Posty: 7301 tolkien napisał(a):Ojjjjj to nie temat na ten topic i zaraz zostaniemy wywaleni A sami byście się nie przenieśli do jakiegoś nowego wątku? _________________Czuwaj i módl się bezustannie,a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego ma piękniejszego zadania,które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia,niż M. Delfieux So gru 02, 2006 2:10 mateola Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23Posty: 1814 angua napisał(a):tolkien napisał(a):Ojjjjj to nie temat na ten topic i zaraz zostaniemy wywaleni A sami byście się nie przenieśli do jakiegoś nowego wątku? W sumie to dlaczego? W końcu cały czas jest o metodach wychowania bez napisał(a):Pies też kojarzy i też reaguje na związki przyczynowo-skutkowe oparte na bodźcach reakcyjnychW warunkowaniu klasycznym u Pawłowa pies kojarzy występowanie i bliskie następstwo czasowe dwóch elementów, np: jedzenia i dzwonka. Tu neutralny, nieznany i obojętny wcześniej bodziec w wyniku skojarzenia z nagrodą nabiera znaczenia, wywołującego reakcję bezwarunkową (ślinienie). Warunkowanie instrumentalne polega na tym, że wzmacniane sa określone zachowania - mają one charakter złożony i nie są bezwarunkowe. Warunkowanie instrumentalne tworzy ścisły związek pomiędzy zachowaniem i jego skutkami. Tym skutkiem może byc nagroda lub kara. Naturalnie, i dzieci, i zwierzaki można uczyc w procesie warunkowania klasycznego jak i instrumentalnego, z tym, że superniania wobec dzieci prezentuje to drugie i nie stosuje kar fizycznych jako skutek na określone zachowanie. A co do komunikacji - to elementy pozawerbalne stanowią większośc przekazu (są różne dane). So gru 02, 2006 7:47 Anonim (konto usunięte) Re: wychowanie dzieci bez bicia czy to mozliwe [quote="kris1"]mysle ze tak to mozliwe ale wymaga przede wsz. zmiany wnastawieniu do wychowania Juz wyrazałem opinie w temacie czy bicie jest grzechem Z mojego dosw wynikaze łatwo jest popełniac grzechy wych. własnych rodziców choc chce sie ich uniknąc Wychowanie i posłuszeństwo dzieci polega na tym aby zachodziły wzajen=mne relacje szacunku bez wzgledu na róznice wieku A czemu mialbys tluc swoje dzieci? Co one Ci takiego zrobily ze chcesz im taka kare wyrzadzic? Nie jest np latwiej im zabrac jakas ulubiona zabawke lub zabronic uzywac komputera lub ogladac ulubionego filmu? Jest tyle lepszych kar. Jak moje dzieci sa niesforne, wymierzam im jakas kare ale nigdy fizyczna. Osobna droga, bicie dzieci jest raczej karalne wedlug prawa! Cz sty 04, 2007 22:15 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
jak wychować dziecko bez bicia