Public group. 14.5K members. Join group. About. Discussion. Events. Media. More. About. Discussion. Events. Media. samotni po 60 tce
.
21 mar 11 07:32 Ten tekst przeczytasz w 5 minut Opowieść o samotności zasłyszana w niedawny zimowy wieczór. Zwierzenie osoby, której nikt o osamotnienie nie posądzał. W naszej świadomości tkwi bowiem głęboko przeświadczenie, że nieodłączną cechą starości jest życie w pojedynkę. Foto: Onet Fot. Getty Images/FPM Boczny tor - Pięć lat temu zmarł mój mąż. Dorosłe dzieci i wnuki od dawna mają swoje życie. Odwiedzały nas regularnie, ale rzadko. Ten system dobrze działał za życia męża. Gdy zostałam sama, nie umiem, zwyczajnie nie potrafię przyzwyczaić się do ciszy czterech ścian, do samotnych zakupów, spacerów, chodzenia do lekarza. Do tych wszystkich dawniej niezauważalnych drobiazgów, które robiło się wspólnie. Zamęczam więc dzieci. Jak tylko poczuję się gorzej, stawiam ich na nogi. Dzwonię pod byle pretekstem kilka razy dziennie. Nieustannie proszę o załatwienie mi jakiejś sprawy, kupienie czegoś. Mieszkamy kawałek od siebie, czyli są to alarmy, które zmieniają im często cały plan dnia. Potem mam wyrzuty sumienia, głupio mi, zdaję sobie sprawę, że jak stanie się coś naprawdę, mogą już tak szybko nie przyjechać. Wreszcie zdecydowałam się na rozmowę z najstarszą córką i na wylanie swoich żali. Rodzicom mojej generacji niezwykle trudno przyznać się, że sobie z czymś nie radzą. Ale przemogłam się. Przygotowałam sobie przemowę, żeby się nie popłakać, nie popadać w jakieś histerie. Córka jest mądrą kobietą, doświadczoną przez życie, matką i żoną. Dobrze sobie czasem uprzytomnić tę prawdę - nasze dzieci mogą być mądrzejsze od nas, rodziców... Wiele nam ta rozmowa dała. Życie obok życia Anna Potasiuk jest pielęgniarką środowiskową. Od lat pracuje z osobami starszymi. O samotności wie sporo, bo widuje ją codziennie. Sporo także może opowiedzieć historii o ludziach, którzy samotność oswoili, i tych, którzy się jej nie poddali. - Samotność osób starszych jest społecznym problemem. Pojawia się, gdy odchodzi ktoś bliski. Odchodzi do Boga, ale bywa też, że porzuca rodzinę. Po drugie - dzieci. Usamodzielnione już dzieci. Mieszkają oddzielnie, wiodą własne, często bardzo intensywne życie. Zapracowani, zagonieni, sfrustrowani, wpadają na niedzielny obiad, na święta, czasem na najlepszą w świecie maminą szarlotkę. I to wszystko. Znacznie maleje wśród seniorów także chęć podtrzymywania dawnych znajomości. Zostają w praktyce te powierzchowne - sąsiedzkie, z osiedlowego sklepu, z kościoła. Ludzie zamykają się w domach, lękając się wyjść za próg, bo chuligani, bo wiatr, bo śliska ulica, bo ciśnienie złe, bo w stawach łupie. Ich przyjaciele, często rówieśnicy, zachowują się podobnie, i tak oto koło się zamyka. Depresja wśród osób starszych, przejawiająca się w stwierdzeniach typu: "Nikomu już nie jestem potrzebny(a)", jest coraz częstsza. Niwelowanie jej lub zmniejszanie jest możliwe, ale wymaga dobrej woli zarówno osób starszych, jak i ich bliskich. - Młodzi nie mają złych intencji. To życie ich tak gna - tłumaczy Anna Potasiuk. - Ludziom starszym natomiast czas płynie inaczej - jakby się naciągał, wydłużał. Moi podopieczni nieustannie czekają na telefon, na dzwonek do drzwi. A jak już ktoś obieca, że zajrzy, to nie ruszą się z domu. To czekanie... - ono najpierw rodzi irytację, potem smutek. Dzieci i wnuki powinny mieć świadomość, że oprócz pomocy w zakupach, sprzątania, załatwienia wizyty u specjalisty, podwiezienia, trzeba czasem przyjść i posiedzieć. Pogadać, powspominać, zapytać o sprawy, które załatwiane w rytmie: "Co mamie potrzeba?", coś tacie kupić?" nie zmieszczą się. Niech nam się mama wypłacze, niech tata ponarzeka, niech powiedzą nam, co sądzą o naszym życiu, a nawet o sytuacji na świecie, jeśli mają takie aspiracje. - Samotność jest moim drugim imieniem. Czasem przez kilka dni nie słyszę swojego głosu. Nie mam do kogo otworzyć ust. A gadać do siebie nie będę. Jeszcze się przyzwyczaję i potem chodzi taki dziadek po ulicach i monologuje jak psychicznie chorzy - napisał na forum internetowym starszy człowiek. Nikt nie skomentował jego wpisu. Współczesność marginalizuje osoby starsze, spycha w niebyt, w jakąś niszę. Ich dramat jest powolny i cichy. Rozgrywa się w czterech ścianach, na kurczącej się życiowej przestrzeni. Znajoma pani "w pewnym wieku" mawia, że starzy ludzie płowieją, stają się przeźroczyści. Gdy dzwoni się na pogotowie, pytają, ile masz lat, i wysyłają karetkę w drugiej kolejności. Jak się nie widzi, nie słyszy, to się nie współczuje, nie ma się wyrzutów sumienia. - Dzieci matki staruszki, która włożyła głowę do piekarnika, rozpaczały po pogrzebie, że nie upilnowały. Wpadały na zmianę po kilka minut dziennie. W zasadzie codziennie ktoś u niej był. Nie zauważyły, że matka przestała się odzywać, że godzinami gapiła się w okno. Wzywały lekarza, wynajęły na kilka godzin w tygodniu pielęgniarkę, ale nie wpadło im do głowy, że staruszkę zjada samotność. Nie miały nawyku wspólnego bycia, rozmowy... - opowiada Anna Potasiuk. Uniwersytet czy chór parafialny? Po drugie - osoby starsze muszą bywać w świecie. Nawet jak łupie w kościach, nawet jak się nie chce. Mobilizować do tej aktywności powinni najbliżsi. I to jak najwcześniej. Tutaj ogromne pole działania ma Kościół, bo seniorzy lgną do niego. Rozmaite duszpasterstwa, a szczególnie te dla "młodych duchem", są świetnym pomysłem - w grupie takiej mieszają się osoby młode ze starszymi. Przykładem może być Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych "Betel". - Starsi szybko łapią wiatr w żagle, wystarczy ich tylko pchnąć w dobrą stronę. Jedna z moich podopiecznych, emerytowana polonistka, została poproszona przez księdza przy okazji kolędy o pomoc w parafialnej świetlicy. Nie miała szczególnej ochoty, ale uznała, że księdzu głupio odmówić. I tak oto elegancka dama, dawna profesorka w elitarnym liceum, z czasem znalazła radość w uczeniu pisania nie najładniej pachnące dzieci ulicy, a dorosłym z liceum wieczorowego czytywała Mickiewicza. Z salki przykościelnej trafiła wprost na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Znalazła nowych przyjaciół, o co w tym wieku trudno. Spotykają się teraz na wykładach, na kawkach, jeżdżą na wycieczki, urządzają wieczornice. Słyszałam, że zmobilizowała przyjaciółkę do śpiewania w parafialnym chórze. Obie panie odżyły… Inna, uwielbiająca dzieci babcia dorosłych wnuków zaproponowała zapracowanym sąsiadom bezpłatną opiekę nad ich dzieciakami. Kilka godzin w tygodniu, na które czekają i starsza pani, i maluchy. W mojej parafii ksiądz proboszcz puścił wici do kilku zaufanych rodzin, że zacna starsza pani zaopiekuje się dzieckiem, pomoże w lekcjach, poczyta. Za niewielką odpłatnością, bo chce dorobić do emerytury. Świetny pomysł. Zgłosiło się kilka osób, bo wystarczyła rekomendacja księdza. Dzieci, weźcie się za rodziców! Starsi to często skarbnice wiedzy i cierpliwości, ale trzeba ich z tej norki osamotnienia jakoś wywabić. Przecież starsza osoba przestraszy się i uzna, że to nie dla niej, jeśli będziemy namawiać ją nieustannie do pójścia np. do stowarzyszenia seniorów, do osiedlowej świetlicy. Nikogo nie zna, nie wie, jak się zachować, zacznie szukać wymówek, słowem - odmówi. Małe kroczki, oto sposób. - Córka jednej z moich pań pojechała ze swoją mamą na wycieczkę ze stowarzyszenia działkowiczów - opowiada Anna Potasiuk. - I już więcej nic nie musiała robić. Przemęczyła się jeden dzień, śpiewając z seniorami piosenki z lat 50., ale teraz z ulgą patrzy na matkę, w której życiu znalazło się miejsce na coś własnego - działkowicze spotykają się przez cały rok, nie tylko w sezonie - o czym wcześniej nie wiedziały. Dziadek, znawca psich ras, jest wolontariuszem w azylu dla bezpańskich psów - poszedł tam, bo wnuk poprosił go o pomoc. Inny starszy pan, inżynier, składa teraz modele samolotów w osiedlowym kółku modelarskim. Kopalnią pomysłów są Uniwersytety Trzeciego Wieku - można tam realizować się w najróżniejszy sposób. Kwestią podstawową jest nie tyle stan zdrowia, ile przełamanie się osoby starszej, przełamanie granic wewnętrznych, które nie udaje się bez wsparcia ze strony najbliższych. Pamiętajmy o tym... Jednak pojawił się jeden komentarz na internetowym forum. Współodczuwający: - Brakuje mi drugiego człowieka. Nie ludzi, nie grupy, ale pojedynczej osoby, która miałaby dla mnie czas. Zwyczajnie, posiedzieć. Zrobiłbym herbaty… Data utworzenia: 21 marca 2011 07:32 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
W tym wieku ludzie czują się najbardziej pewni siebie. Ty też? Data utworzenia: 27 sierpnia 2018, 12:28. Każde pokolenie wydaje się toczyć egzystencjalną bitwę – czy to bunt nastolatków, „ryczące trzydziestki”, kryzys wieku średniego, czy epidemia samotności, zwykle kojarzona ze starością. Można odnieść wrażenie, że niemal w każdym momencie życia nasza samoocena jest raczej słaba. Sprawę postanowili zbadać naukowcy z Uniwersytetu w Bernie (Szwajcaria) i odkryli, kiedy dorośli są najszczęśliwsi we własnej skórze: w wieku 60 lat. Najwyższą samoocenę mamy po 60-tce Foto: 123RF Naukowcy twierdzą, że ich analiza jest pierwszą, która pokazuje, że chociaż poczucie własnej wartości jest bardzo osobistą sprawą, wydaje się, że schemat u wszystkich ludzi jest podobny. Samoocena, jak przyznają, nie jest niezmienna. Zależy od wielu rzeczy: interakcji i relacji, osiągnięć i strat, przyrostu masy ciała, utraty wagi, problemów medyczne – a to tylko część czynników. Do lat 80. psychologowie generalnie zgadzali się, że dorośli nie doświadczają istotnych zmian w samoocenie. Jednak w ciągu ostatnich 40 lat ten pomysł został zakwestionowany. Aby określić wzór samooceny, naukowcy przeanalizowali dane z prawie 200 wcześniej opublikowanych artykułów badawczych, w których wzięło udział 165 tys. osób w wieku od 4 do 94 lat. Odkryli, że choć przed 60-tką możemy doświadczać różnych kryzysów, właśnie w tym wieku nasza samoocena najrzadziej cierpi z powodu katastroficznego załamania i generalnie zawsze się umacnia. Od 4 do 11 roku życia następuje znaczny i stały wzrost. W latach 20-tych widzimy wyraźniejszy wzrost poczucia własnej wartości niż w jakimkolwiek innym okresie naszego życia, gdyż mamy do czynienia z niezależnością - trend zatrzymuje się nagle po ukończeniu 30-tki. To jednak wciąż nie wystarcza, by wynieść naszą samoocenę na szczyt: potrzeba kolejnych trzydziestu lat powolnego postępu, aby nasze ego stopniowo się rozluźniało, a nasze poczucie własnej wartości powoli rosło w siłę. Zobacz także Okazało się, że w wieku 60 lat większość ludzi czuje się najszczęśliwsza i stan ten utrzymuje się do 70 roku życia, kiedy to nasze zaufanie zaczyna spadać. W wieku 90 lat cierpimy na najgorszy spadek samooceny w ciągu całego życia. Dlaczego właśnie 60-tka? Według autorów to okres stabilności w dziedzinach, takich jak relacje i praca. W tym wieku większość osób nadal inwestuje w role społeczne, co może wzmacniać ich poczucie własnej wartości. Masz kompleksy? Pokonaj je w 5 prostych krokach! Robią to tysiące rodziców. Jesteś wśród nich? Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Samotność po 50-tym roku życia Kiedy samotna jest trzydziestolatka, wszyscy się temu dziwią, ale uważają, że „jeszcze sobie kogoś znajdzie”. Gdy partnera nie ma czterdziestolatek - „jeszcze zdąży ułożyć sobie życie”. A osoba po pięćdziesiątym czy sześćdziesiątym roku życia? To nie samotność po 50-tym roku życia dziwi, ale ewentualne znalezienie sobie partnera w tym wieku i miłość po pięćdziesiątce. Czy samotność osób dojrzałych to oczywistość? Nie, nie i jeszcze raz nie! Samotność po 50-tym roku życia to nie wyrok! Problem w tym, że aby sobie to uświadomić, musisz pokonać uprzedzenia, często swoich bliskich, ale głównie – swoje własne. A może zdziwisz się sama, że nawet udane darmowe randki są możliwe w tym wieku. Wystarczy uwierzyć w ludzką szczerość i potrzebę bliskości. Miłość po pięćdziesiątce Osoby dojrzałe bardzo często stają się samotne po śmierci partnera, najczęściej tego, z którym przeżywały wiele lat swojego życia. W takiej sytuacji poszukiwania nowego towarzysza życia wydają się być ogromnym wysiłkiem, niewartym zachodu – przecież w pamięci wciąż żywe są wspomnienia, istnieją przyzwyczajenia, no i co powiedziałaby rodzina… W nieco innej sytuacji są ci, którzy zostali porzuceni przez partnera albo po prostu sami odeszli. W ich przypadku czynnikiem, który zniechęca do ewentualnych poszukiwań jest przede wszystkim zmęczenie – rozwodem, wcześniejszymi kłótniami. Czasem chodzi także o zwykłą tęsknotę za tym, co było. Niemniej, we wszystkich tych przypadkach niechęć do nowego związku tkwi przede wszystkim w samej „zainteresowanej” osobie. W dalszej części wyjaśnimy, jak można z tym walczyć, ale najpierw bardziej najbardziej wiarygodne przykłady na to, że można zmienić bieg wydarzeń, a dojrzałość nie musi upływać w samotności, że miłość po pięćdziesiątce to fakt – niesamowite historie miłosne z serwisu Szczęśliwa Historia Marianny i Tadeusza Kiedy Pani Marianna i Pan Tadeusz zasiedli przed komputerami, by poszukać swojej drugiej połowy, mieli 63 i 70 lat. Niedługo potem, w liście do redakcji, mówili o strachu przed dzielącą ich odległością, ale i o przeznaczeniu… i ślubie. Szczęśliwa Historia Marianny i Tadeusza udowadnia, że nigdy nie jest za późno na szukanie miłości, a tym bardziej na jej „przypieczętowanie”. Dzisiaj ta para ma już pięcioletni staż małżeński, a oboje – zapewne dzięki miłości, wyglądają coraz młodziej. Oczywiście możecie się o tym przekonać sami: Szczęśliwa Historia Marianny i Tadeusza Bratnie dusze - Kasia i Jan Ta para jest niezwykła, ale ich codzienność sprzed poznania się – już bynajmniej. Najdobitniej świadczą o tym słowa Pani Katarzyny: „Dlaczego poszukuje się swojej drugiej połowy nawet po 50.? "Czasem chce się do człowieka" - ja chciałam. Nieudane związki, tragedie osobiste, nałogi najbliższych, niewierność, a czasem i wiele lat samotnego macierzyństwa. I harówka, by zapewnić godny poziom życia dla dziecka - ale też dla siebie - to codzienność. Znam ją z wielu opowiadań, była też moją codziennością. Trudno w takiej sytuacji spodziewać się od życia czegoś dobrego.(…). Czekałam, czekałam i nic. Więc nauczyłam się dość dobrze radzić sobie sama w sytuacjach krytycznych i polegać wyłącznie na sobie. Nigdy się na tym nie zawiodłam. Tak minęło 10 lat z życia po przedwczesnej i niepotrzebnej śmierci mojego męża. Nauczyły mnie one samodzielności, zaradności oraz odwagi. Zrobiłam doktorat, pracowałam przez kilka lat za granicą. Stanęłam na nogi i teraz uważam, że moje życie stało się poukładane. A jednak brakowało mi kogoś, kto potrafiłby moje wysiłki docenić i pochwalić. Takiego prawdziwie przyjaznego mi drugiego człowieka.(…)” Brzmi znajomo, prawda? Pogodzenie się z rzeczywistością, z codziennością, z tym, że tak już „będzie”. A jednak, bratnie dusze - Kasia i Jan udowadniają, że nigdy nie można rezygnować ze swoich pragnień, a cicha tęsknota za towarzyszem codziennych dni może być wystarczającą mobilizacją do rozpoczęcia poszukiwań. Najlepiej podsumowuje to sama Pani Katarzyna: „Innym użytkownikom portalu chcę i mogę przekazać jedno – aby próbować wygrać, trzeba zaryzykować! Wykupić los - wypełnić ankietę. Uczciwie, nie udawać. Szukajcie a znajdziecie....” Historię tę możecie znaleźć tutaj: Bratnie dusze - Kasia i Jan Dojrzała miłość Wiesławy i Romana Historia dojrzałej miłości Wiesławy i Romana, to kolejna, która zaczyna rozpoczyna się od typowego, znanego wielu osobom opisu: „Byłam bardzo zagubiona i uciekałam od kontaktów z ludźmi. Dokuczała mi samotność. Mało wychodziłam z domu.” Historia Pana Romana i Pani Wiesławy udowadnia jednak coś więcej, niż tylko, że warto szukać. To dowód na to, że miłość poradzi sobie z różnymi przeszkodami – w tym przypadku było to tysiące kilometrów między Francją a Polską. Całość tej wzruszającej historii można znaleźć tutaj: Dojrzała miłość Wiesławy i Romana Pokonaj lęk przed bliskością, nie żyj samotnie Te piękne historie są najlepszym dowodem na to, że wystarczy chcieć, by przestać żyć samotnie i pokonać lęk przed bliskością. Jeśli nadal masz wątpliwości, czy to rozwiązanie dla ciebie, może warto nieco „przestawić” swoje myślenie? Przede wszystkim, przestań myśleć o tym, „co powiedzą dzieci / sąsiedzi” czy jeszcze ktoś inny – jeżeli masz takie obawy. To twoje życie i twoja samotność. A ludzie najczęściej zwyczajnie… zazdroszczą miłości albo podziwiają sposób poznania się (mówiła o tym Pani Marianna). Dlatego pomyśl sobie „przecież zawsze będą gadać!” i przestań się przejmować. Pomyśl natomiast o tym, jak wspaniale byłoby mieć kogoś, z kim można byłoby zwyczajnie porozmawiać. Przytulić się , wyżalić, razem obejrzeć film albo pójść na spacer. Codzienne drobiazgi, które sprawiają, że chce się żyć. Dlaczego miałabyś albo miałbyś sobie tego odmawiać, żyjąc w samotności? Pokonaj lęk przed bliskością! Jeśli jesteś na emeryturze, to właśnie teraz masz czas na odpoczynek i spełnianie swoich pragnień. Może zawsze marzyłaś/-łeś o wspinaczce w góry? A może twoim pragnieniem było poznać jakiś daleki kraj? Razem jest łatwiej i przyjemniej jest dzielić się radością. Nigdy nie ulegaj złudzeniu, że samotność w dojrzałym wieku to „norma”. Ludzie samotni nie są szczęśliwi, niezależnie od tego, czy mają dwadzieścia lat, czy siedemdziesiąt. Nie odmawiaj sobie prawa do miłości tylko z powodu wieku – bo tak naprawdę, to właśnie teraz masz szanse na ciepłe, dojrzałe i głębokie uczucie. Zamiast więc marzyć o przytuleniu się do tej jednej, bliskiej osoby, po prostu daj sobie szansę – i nie czekaj, zacznij działać. Może właśnie na portalu również:Miłość po pięćdziesiątce i stereotypy o randkach z internetu. TVP 2Czy warto szukać partnera przez Internet, dla kobiet 50+Jak zaprezentować się w Internecie, gdy ma sie 50 lat i więcejRodzice po 50-tce… i zazdrosne dzieciSeksualność po 50-tce Nowa miłość po 60-tce Nowa miłość po śmierci współmałżonkaSamotny wdowiec pozna paniąSamotność po nagłej śmierci partneraPani szuka panaMałżeństwo po 60-tce
Fot. PAP/P. Werewka Pod względem zachowań samobójczych osoby starsze bardzo różnią się od osób w młodym wieku. Młodzi bowiem zwykle popełniają samobójstwo pod wpływem impulsu, często po spożyciu alkoholu, podczas gdy osoby starsze z reguły długo planują zamach samobójczy i niestety, najczęściej skutecznie realizują swój plan. Wielu z tych niepotrzebnych śmierci można jednak uniknąć! Jak można im zapobiegać – podpowiada psychiatra dr Iwona Koszewska. Pani doktor, osoby po 60-tce stanowią jedną z trzech najliczniej reprezentowanych grup wiekowych w policyjnych statystykach dotyczących samobójstw w Polsce. Czy zachowania samobójcze osób starszych różnią się czymś istotnym od takich zachowań u osób młodych? Zanim powiemy o zachowaniach samobójczych osób w tej grupie wiekowej, spójrzmy przez chwilę na życie, które mają za sobą. Urodzili się w latach trzydziestych, czterdziestych, pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Większość z nich pamięta wojnę, PRL, w którym pracowali, zakładali rodziny, wychowywali dzieci, potem gwałtowne zmiany zachodzące po okresie transformacji w Polsce. Byli świadkami, czy uczestnikami wielkich wydarzeń, zmian polityczno-społecznych. Byli wychowani i przyzwyczajeni do tradycyjnego modelu rodziny, w tym tradycyjnych ról, zwłaszcza w środowisku wiejskim, gdzie role wiązały się z pracą, wychowaniem dzieci. Dziś najczęściej mieszkają sami, więzi z dziećmi zmieniły się istotnie. Mają więcej czasu, który paradoksalnie biegnie szybciej, coraz mniej wcześniejszej aktywności, nie tylko, co oczywiste, zawodowej. Przychodzi bilansowanie życia, osamotnienie, odchodzą bliscy, znajomi, telefon dzwoni coraz rzadziej. Problemy zdrowotne nasilają się, sprawność fizyczna a także psychiczna maleje… Zupełnie inna perspektywa niż w przypadku większości osób młodych… Powiedziałbym, że dużo mniej optymistyczna. Z danych policji wynika, że w ostatnich 3 latach, corocznie ponad 1600 osób w wieku ponad 60 lat odebrało sobie życie. To dramat każdej osoby! Niewiele jednak wiemy o każdej z nich. Ich śmierć samobójcza zwykle była zaskoczeniem. Najczęściej nie poprzedzały jej próby samobójcze. Z drugiej strony wiemy, że osoby starsze rzadko dokonują zamachu impulsywnie, czy np. pod wpływem alkoholu. Ich zamachy są przemyślane i radykalne, a myśli i tendencje skrywane. Niestety, przez to również dość trudno je zawczasu zidentyfikować, aby móc dotrzeć do nich z pomocą, zanim będzie za późno. Często słyszy się opinie, że statystyki dotyczące samobójstw są mniej lub bardziej niedoszacowane. Czy podobnie jest pani zdaniem w tym przypadku? Myślę, że może być wiele niezidentyfikowanych samobójstw, zwłaszcza wśród osób starszych. W mediach i szerokiej debacie publicznej nagłaśniany jest często i mocno problem samobójstw wśród dzieci i młodzieży, choć według statystyk jego skala jest blisko 10 razy mniejsza. Temat samobójstw osób starszych się jednak „nie przebija”.... Każda przedwczesna, niepotrzebna i możliwa do uniknięcia śmierć jest ogromną tragedią i stratą, niezależnie od wieku. Faktem jest jednak, że współczesna kultura czy szerzej - cywilizacja - skupia się głównie na osobach młodych. Współczesny kult młodości jest kwestią utrudniającą adaptację ludzi starych. „Młodość” została skojarzona z konsumpcyjnym stylem życia, „starość” z niemożnością uczestniczenia w kulturze konsumpcyjnej. Spójrzmy na pisma kolorowe, są wyłącznie adresowane do „młodych”. Nieco broni się wiek trzeci tj. eufemistyczne określenie osób po 60-65. roku życia, po przejściu na emeryturę. Są to osoby jeszcze często aktywne, spotykające się, „konsumujące”. Od niedawna mówi się o wieku czwartym, tj. po 75-80. roku życia, w czasie którego często wyczerpują się zasoby finansowe, postępuje osamotnienie, trudności z poruszaniem się, kłopoty ze wzrokiem, słuchem, pamięcią. W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że w percepcji osób w tym wieku, śmierć, tak jak i depresja nie ma znamion „przedwczesnej”, jest czymś „normalnym” i zrozumiałym, akceptowalnym, w sensie kulturowym. Dlaczego nasza cywilizacja tak nie docenia czy wręcz „skreśla” starszych, podczas gdy w wielu tradycyjnych kulturach na świecie cieszą się oni szczególnym szacunkiem i wsparciem? Powodów tego jest z pewnością bardzo wiele. Zmiana ta ma związek z tzw. postępem cywilizacyjnym, czyli przekształceniami, jakimi uległo środowisko fizyczne, formy uspołecznienia i praktyki kulturowe na przełomie ostatnich dwóch wieków w Europie Zachodniej. Procesy te w Polsce zachodziły z lekkim opóźnieniem. Kultura popularna w Polsce od lat dziewięćdziesiątych jest zdominowana przez wartości konsumpcyjne, odpowiadające poziomowi życia w krajach bogatych, kulturę młodości, świat przyjemności, rosnący w siłę hiperindywidualizm. Nastąpiły istotne zmiany w obyczajowości, erozja tradycyjnego systemu wartości. Rodzina stała się w naszej cywilizacji instytucją niekonieczną, przestała być warunkiem przeżycia, nie gwarantuje bezpieczeństwa, nie zapewnia nauki ani pełnej opieki. Zjawiska te nieco zmieniły się w okresie pandemii, gdzie opieka nad osobą starszą została publicznie przypomniana. Z drugiej strony widzimy potrzebę zachowania atrybutów młodości przez osoby starsze. Część osób starszych próbuje ukrywać swój wiek naśladując młodych w sposobie ubierania się, czy farbując siwe włosy, uprawiając sporty. Nie jest modne eksponowanie swojego wieku. Najchętniej wcielane są schematy, które przynoszą powodzenie i które wykonywane są przez osoby, które powodzenie odnoszą. Wróćmy do samobójstw. Proszę powiedzieć, jakich argumentów używa pani, aby odwieść pacjentów z myślami samobójczymi od realizacji swoich planów? Hmm. Przede wszystkim rozmawiam, aby poznać człowieka i jego sytuację życiową. Zawsze pamiętam o liście czynników chroniących i czynników ryzyka. Na przykład samobójstwo w rodzinie zwiększa szansę jego powtórzenia, gdyż stanowi „przykład” radzenia sobie w trudnej sytuacji. I tak kiedyś przypomniałam o tym w czasie rozmowy z 80-letnim pacjentem, bardzo schorowanym, z silnymi dolegliwościami bólowymi. Miał poczucie, że jest obciążeniem dla żony i innych członków rodziny. Skierowany został do mnie przez onkologa, któremu o swoich myślach samobójczych powiedział. Nie przekonał mnie, że jego życie nie ma sensu, mimo, że jak mówił, dużo już w życiu osiągnął, zrobił „wszystko co było do zrobienia”. Poprawa snu i refleksja nad „przekazywaniem” modelu rozwiązywania trudnych sytuacji oddaliły jego plan samobójczy! Okazało się, że jednak ma jeszcze „coś do zrobienia” – np. zawalczyć o ładniejszą okładkę do napisanej przez siebie książki. Zmarł śmiercią naturalną. Każdy wiek jest po coś! Lubię korzystać z dorobku Clarissy Pinkoli Estes, hiszpańskiej psycholożki, która opisała „cykle życia kobiety od 0 do 100+”. Autorka poetycko ujmuje w nich sens każdej fazy życia kobiety. Polecam tę lekturę, nie tylko starszym i zrezygnowanym. Zatem jedną z najbardziej istotnych wartości życia osób starszych jest dawanie przykładu młodszym, odnośnie tego, jak sobie radzić w różnych sytuacjach. Tak. W mojej perspektywie życie ma sens nie tylko dla nas, ale też dla innych. Wspaniałym tego przykładem jest Jan Paweł II, który pomimo zaawansowanej choroby i cierpienia do końca pełnił swoją papieską posługę, na oczach całego świata. Jesteśmy przykładem dla młodszych pokoleń. Wróćmy jeszcze na chwilę do czynników ryzyka zachowań samobójczych. Proszę wymienić najważniejsze z nich. Od dawna wiadomo, że najbardziej zagrożone samobójstwem są osoby starsze, które są: przewlekle chore, samotne, mają poczucie bycia obciążeniem dla innych, mają kłopoty ze snem, zmagają się z depresją. Warto od razu dodać, że depresja występuje w tej grupie wiekowej szczególnie często, jako że jej istotą jest poczucie utraty: np. utraty zdrowia, pozycji społecznej, bliskiej osoby, bezpieczeństwa finansowego, sprawności, wzroku, słuchu, pamięci etc. Pani jest lekarzem psychiatrą, więc siłą rzeczy łatwiej jest pani zidentyfikować i uratować osobę, która ma myśli samobójcze. A jak może tego dokonać zwykły człowiek? Czy starsze osoby planujące zamach na swoje życie wysyłają jakieś sygnały ostrzegawcze? Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), większość starszych osób w ciągu roku poprzedzającego próbę samobójczą, odwiedza lekarza pierwszego kontaktu, z powodu różnych swoich chorób i dolegliwości. Dodatkowo, w ciągu 3 miesięcy przed próbą samobójczą część starszych pacjentów mówi lekarzom rodzinnym o swoich myślach samobójczych. Dlatego WHO uważa, że w ramach profilaktyki samobójstw wśród osób starszych trzeba przede wszystkim dobrze wyszkolić pod tym kątem lekarzy rodzinnych. Powinni oni nie tylko znać główne czynniki ryzyka samobójstw, ale też umieć rozmawiać o nich i o myślach samobójczych ze swoimi pacjentami. Tu jest też miejsce na opiekę środowiskową, mam na myśli nie tylko pielęgniarki środowiskowe, ale też terapeutów. Z tego, co pani mówi wynika, że kluczową rolę do odegrania mają lekarze pierwszego kontaktu. Tylko, że w naszych realiach mają oni mnóstwo rzeczy do zrobienia, są często przeciążeni i mają bardzo mało czasu na rozmowę z pacjentem. Z pewnością lekarze pierwszego kontaktu powinni umieć rozpoznać depresję u swoich pacjentów i powinni próbować ją leczyć. I tak się zresztą dzieje, a w przypadku nasilonych objawów (intensywnych myśli samobójczych, depresji psychotycznej, trudności w leczeniu z powodu złego stanu zdrowia somatycznego) kierują do psychiatry. Bardzo ważne jest u pacjentów z depresją, ale nie tylko, aby leczyć bezsenność czy niepokój. Odpowiednie leki mogą pomóc zlikwidować ten problem. Wspomniała pani jednak wcześniej o potrzebie szkolenia lekarzy pierwszego kontaktu w zakresie rozmowy z pacjentami o ich myślach samobójczych. Czyli już na tym etapie, poza samym przepisaniem leków przeciwdepresyjnych, powinni też oni podejmować rozmowę na ten temat, jeszcze zanim odeślą pacjenta do psychiatry. Tak. Umiejętnie poprowadzona rozmowa na ten temat może pomóc uratować komuś życie! Generalnie boimy się śmierci, przez co jest ona tematem trudnym, więc wymaga od nas wcześniejszego „oswojenia”. Ale tak naprawdę niemal każdy z nas, najlepiej po odpowiednim przeszkoleniu, mógłby przeprowadzić taką rozmowę! Dlatego warto uświadamiać i przygotowywać w tym zakresie jak najwięcej osób, w tym poza samymi lekarzami, innych pracowników medycznych, pracowników społecznych, również duchownych, pracowników służb mundurowych oraz nauczycieli. Niejednokrotnie słyszałam, w tej chwili mam na myśli duchownych, że początkowo trudno im było powiedzieć komuś np. „idź do psychiatry”, ucinali rozmowę na temat samobójstwa, ale z czasem, po odpowiednim przygotowaniu, nauczyli się rozmawiać na ten temat i przestali się bać takiej rozmowy… To może i my przeprowadźmy teraz małe ćwiczenie. Proszę wyobrazić sobie, że jestem starszą osobą, która przychodzi do pana i mówi: „Proszę pana, ja naprawdę nie chcę już żyć”. Jak pan zareaguje? Zapytałbym: "Dlaczego nie chce pani już żyć?". „Bo już wszystko w życiu zrobiłam, co miałam do zrobienia, rodzina da sobie świetnie radę beze mnie, do tego jestem biedna, mam dużo przykrych chorób i nie chcę być obciążeniem dla bliskich”. Opowiedziałbym tej pani o liście otwartym, jaki ponoć napisała kiedyś i opublikowała w mediach społecznościowych pewna młoda Australijka, umierająca na raka, skierowanym do wszystkich ludzi na świecie, z apelem, aby dobrze wykorzystali swój czas na ziemi, bo każdy dzień życia to skarb i przywilej, którego ona już wkrótce mieć nie będzie. „Ale proszę pana, ja już od roku o tym myślę, wiem że inni sobie jakoś radzą, ale ja już nie mam siły”. Odpowiedziałbym: "Ale przecież ma pani bliskie osoby, ma pani dla kogo żyć… ". Ok, zakończmy już to ćwiczenie. Niestety, nie tędy droga! Pan swoimi wypowiedziami i argumentacją niejako podważył „moje” myślenie. Nie uwierzył „mi” pan. Próbował mi pan dawać rady, polemizować ze mną. Nie tak powinno się o tych sprawach rozmawiać, choć każda życzliwa rozmowa jest lepsza niż żadna. Rzecz w tym, że nie dał mi pan przestrzeni do swobodnego wypowiedzenia się, w rozmowie był bardziej pan, niż osoba myśląca o odebraniu sobie życia. W takiej sytuacji niezwykle ważne jest, aby osoba mająca myśli samobójcze poczuła, że może być wysłuchana i zrozumiana, co komunikuje jej, że jest ważna, ale bez oceniania i podawania jej „dobrych rad”, czy polemizowania. Mężczyźni chyba nie są w tym zbyt dobrzy… Są, są wrażliwi, tylko często muszą się tego najpierw nie bać, nie wstydzić, nauczyć. Aby prowadzić takie rozmowy warto też wcześniej przemyśleć swój własny stosunek do śmierci, w tym także do śmierci samobójczej. Warto w tym miejscu polecić wszystkim bardzo przystępnie opracowane i dostępne online materiały edukacyjne na temat zasad rozmawiania z osobami w kryzysie samobójczym. Można je znaleźć na stronie internetowej projektu „Życie warte jest rozmowy”, który został przygotowany pod auspicjami Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego. Krótko mówiąc szkodliwym mitem jest to, że nie należy wprost pytać kogoś o myśli samobójcze? Oczywiście. Należy pytać, rozmawiać, troszczyć się. Osoby z myślami, tendencjami samobójczymi często przejawiają myślenie dychotomiczne, „albo-albo”. A w spokojnej rozmowie mogą zobaczyć, że coś może być pomiędzy. Kiedy ktoś mówi mi o tym, że ma myśli samobójcze, ja często pytam: "I jak pan/ pani sobie z nimi radzi? Czym one są dla pana/ pani? Kiedy najczęściej się pojawiają?". Wróćmy jeszcze do kwestii sygnałów ostrzegawczych, ale takich mniej oczywistych, jakie może „wysyłać” starsza osoba będąca w kryzysie samobójczym, czy też konkretnych okoliczności życiowych, które mogą świadczyć o dużym zagrożeniu takim kryzysem. Poza silnymi czynnikami ryzyka, takimi jak np. utrata współmałżonka, samotność, choroba, trzeba być uważnym na wszystkie inne negatywne zmiany, w których sytuacja osoby starszej uległa znacznemu pogorszeniu. Chodzi tu o obniżenie jakości życia, ograniczenie dotychczasowego sposobu funkcjonowania, nową diagnozę, pogorszenie stanu zdrowia, etc. Na przykład, gdy u starszej osoby pogorszy się swoboda poruszania, pojawią się niesprawność fizyczna czy zaburzenia równowagi, tak że nie może już sama schodzić z IV piętra, w budynku bez windy. To poważna, negatywne zmiana. Nie bez powodu o takich osobach mówi się „więźniowie IV piętra”. Czy można liczyć na to, że starsze osoby powiedzą o myślach samobójczych wprost swoim dorosłym dzieciom? Nie można na to zbytnio liczyć, gdyż rodzice zwykle nie chcą martwić czy też obciążyć swoich dzieci. Nierzadko towarzyszy temu też nuta rozżalenia i zawodu co do dzieci, nawet jeśli nie jest ona wyrażana wprost. Dlatego trzeba uważnie obserwować bliskie nam starsze osoby, aby uchwycić sygnały ostrzegawcze albo nie przegapić istotnych czynników ryzyka. Nie dajmy też zwieść się pozorom. Nie zawsze osoba w kryzysie samobójczym jest smutna. Ktoś kto już zdecydował się na samobójstwo, często może nawet sprawiać wrażenie osoby zadowolonej i spokojnej. Warto też wiedzieć, że osoby planujące samobójstwo często rozdają swoje rzeczy, porządkują swoje sprawy i swoje najbliższe otoczenie. Należy też być czujnym, gdy starsza osoba straci swoje ukochane zwierzę, któremu była potrzebna, i uczuciami którego była obdarzana. Skoro tyle mówiliśmy o czynnika ryzyka, to na koniec powiedzmy jeszcze o czynnikach chroniących. To też jest bardzo złożona i indywidualna sprawa, bo ludzie różnią się między sobą istotnie odpornością psychiczną (nazywaną ostatnio coraz częściej z języka angielskiego resilience). Decyduje o jej sile w danym momencie u danego człowieka bardzo wiele różnych czynników, począwszy od naszych predyspozycji genetycznych i biologicznych (jak np. wrodzony poziom impulsywności), poprzez czynniki zdrowotne (aktualny stan zdrowia, choroby, dolegliwości bólowe, uzależnienia), aż po czynniki sytuacyjne i społeczne (np. samotność, problemy z tożsamością, migracje). Czyli niekoniecznie jest tak, jak być może wielu naiwnie sądzi, że jak starsza osoba ma dzieci i wnuki (dużą rodzinę), to jest już niejako z automatu dobrze zabezpieczona albo „chroniona” przed samobójstwem? To znaczy mniej skłonna targnąć się na swoje życie, bo przecież „ma dla kogo żyć”… Niestety, zwłaszcza, że dzieci mogą mieszkać np. w innym mieście, za oceanem albo nawet w tym samym bloku, ale nie odwiedzają rodziców. Przyjadą w odwiedziny na święta lub nie. Zadzwonią albo nie. Poza tym nie wszystkie relacje między rodzicami i dziećmi czy między dziadkami a wnukami są dobre. Ba! Posiadanie dzieci i wnuków może być doprawdy bardzo bolesne. Kiedyś usłyszałam bolesną opowieść o wyczekiwaniu na Wigilię, wyczekiwaniu na wnuczkę. Tymczasem wnuczka zapukała do drzwi rano, i w drzwiach złożyła życzenia, powiedziała, że jednak nie może zostać, że musi lecieć i bardzo się spieszy. Zatem osamotnionym i niepotrzebnym można czuć się nawet posiadając czworo dzieci i dziesięcioro wnucząt. Takie są realia. Nie zmienia to jednak faktu, że jednym z najsilniejszych czynników chroniących przed samobójstwem są właśnie relacje międzyludzkie: oczywiście te dobre, bliskie, budujące. Pamiętam 80-letnią kobietę, bardzo schorowaną, samotną, która została przyjęta do szpitala po próbie samobójczej. Nie chciała już żyć, miała słabą odporność psychiczną, wszystko widziała negatywnie, taką miała osobowość. Była więc niezadowolona, że została odratowana. Podczas pobytu zaczęła jednak pomagać młodej, samotnej i nieszczęśliwej dziewczynie po wyjściu z domu dziecka, stała się jej potrzebna. Przy wypisie podzieliła się z nami, że początkowo była zła, że została odratowana, ale widząc nasze zaangażowanie i walkę o jej życie, poczuła, że na jej życiu komuś zależy. Czyli wychodzi na to, że najbardziej pomaga i chroni w takiej sytuacji bycie komuś potrzebnym, nadanie sensu swojemu życiu, tu i teraz. Tak, chodzi o posiadanie wokół siebie osób, którym na „mnie” zależy, czyli inaczej mówiąc tzw. sieci wsparcia. Badania naukowe potwierdziły też, że istotnym czynnikiem chroniącym jest wiara, w tym zwłaszcza te wyznania religijne, jak np. katolicyzm czy prawosławie, które kładą największy akcent na życie społeczne (wspólnotowe). Co jeszcze może pomóc: jakaś pozytywna zmiana w otoczeniu albo wyjazd? Nie coś, ale ktoś. Kiedy np. dzieci wyślą w dobrej wierze swojego schorowanego ojca, który niedawno stracił żonę i jest w depresji, do sanatorium, to może to być zły pomysł. Może się tam bowiem czuć źle. W depresji człowiek izoluje się, nie szuka towarzystwa. W ciężkiej depresji człowiek nie potrafi się wziąć w garść, ani cieszyć. Depresję trzeba leczyć, forsowanie nic nie da. Ale można razem posiedzieć w domu, zadbać o posiłki, leki, czystość. Oczywiście w innych okolicznościach wyjazd czy zmiana otoczenia mogą być bardzo pomocne i pożądane. Coraz częściej się pisze o leczącym wpływie lasu na depresję, a więc spacer i przebywanie w lesie. Ale chyba las nie zastąpi leków? Raczej nie, choć faktycznie może to jest przejaw nadchodzącej „demedykalizacji” w leczeniu depresji. W latach 80. i 90. mieliśmy coraz więcej nowych leków przeciwdepresyjnych, lecz ostatnio coraz mniej nowych preparatów z tej grupy. Znamy już dobrze możliwości farmakoterapii, plusy i ograniczenia. Z powodu tych ograniczeń ciągle szukamy nowych, alternatywnych metod terapeutycznych lub wracamy do starych, wcześniej praktykowanych, lecz nieco zapomnianych. I tak np. wróciliśmy do elektrowstrząsów. Badamy też intensywnie i sprawdzamy wpływ ruchu, a nawet konkretnych zestawów ćwiczeń na depresję. Wielu psychiatrów wskazuje, że spacer w lesie poprzez wielość różnego rodzaju bodźców zmysłowych i ruchowych poprawia jednocześnie wiele funkcji organizmu, w tym poprawia funkcje poznawcze i nastrój. To także jest więc jakaś opcja do zastosowania w przypadku osób starszych. Dziękuje za rozmowę. Rozmawiał: Wiktor Szczepaniak, Uwaga! Jeśli doświadczasz kryzysu psychicznego, nie obawiaj się zwrócić o pomoc. Zajrzyj na stronę "Życie warte jest rozmowy", gdzie znajdziesz praktyczne wskazówki, co można zrobić w trudnej sytuacji. Nie obawiaj się zadzwonić pod numer alarmowy 112 lub udać się do najbliższej placówki medycznej.
samotność po 60 tce