Jul 19, 2022 - 320K views 2 years ago POLSKA 320,371 views • Jun 3, 2020 • POLSKA …Show moreShow more Show less Sławimy was, Archaniołowie, Radosnym hymnem w dniu świątecznym. I podziwiamy waszą chwałę. W promiennym domu Wszechmocnego. Michale, książę wojsk niebieskich, Niezwyciężony w żadnym boju, Niech twa prawica nas umocni. I podda wszystkich łasce Bożej. Gabrielu, Pan cię ustanowił. I Koronka do Boga Ojca - 313 II Koronka do Boga Ojca - 315 III Koronka do Boga Ojca - 316 Ofiarowanie - 318 Sposób wielce skuteczny wychwalania i miłowania Pana Boga - 318 Jeśli mnie zaś pragniesz miłować, mów: - 318 Nowenna w ważnej potrzebie - 318 Modlitwa Anioła Pokoju - 320 Litania do Boga Ojca - 321 Akty Strzeliste - 323 Na 13 czerwonych paciorkach: Bądź pozdrowiona, święta Filomeno, którą po Najświętszej Maryi Pannie wyznaję jako moją orędowniczkę u Niebiańskiego Obubieńca, wstawiaj się za mną teraz i w godzinę śmierci mojej. Święta Filomeno, ukochana córko Jezusa i Maryi, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Amen. Twórcą koronki do Najświętszego Serca Pana Jezusa jest św. ojciec Pio, który miał wielką cześć dla Bożego Serca i znał objawienia Małgorzaty Marii Alacoque. W serii „ Potężne modlitwy ” prezentujemy niezwykłą koronkę, dzięki której, na wzór świętego mistyka, który odmawiał ją codziennie, możemy włączyć się w Cecha Boga , która ukazuje, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych (na 9 liter) błyskotliwa1 błyskotliwa1 07.03.2013 Religia Gimnazjum . Życie świętych to gotowe scenariusze filmowe. „Od kapłana szatana do Apostoła Różańca” – tak nieprawdopodobnie brzmi tytuł biografii bł. Bartola Longo, Bożego szaleńca, który w Pompejach wzniósł różańcowe sanktuarium To postać wciąż mało znana w Polsce. A przecież to dzięki jego inicjatywie w 1883 roku papież Leon XIII ustanowił październik miesiącem modlitwy różańcowej. Bartolo Longo – zdolny adwokat, przez 1,5 roku czynny satanista, a po nawróceniu wielki społecznik i miłośnik Różańca, został beatyfikowany przez Jana Pawła II 26 października 1980 roku. Papież nazwał go wtedy „wzorem dla współczesnych świeckich katolików”. Jego życie wiąże się z Pompejami. Longo, nazywany Bratem Różańcem, zamienił wiejski, zaniedbany kościółek w jedno z najbardziej znanych na świecie sanktuariów Matki Bożej Różańcowej. Wokół tej świątyni, stojącej nieopodal słynnych wykopalisk, powstało miasto – Nowe Pompeje. Uwiedziony przez szatana W szatańskim opętaniu Longo trwał półtora roku. W tym czasie praktykował obrzędy, które były małpowaniem sakramentów świętych, zajmował się okultyzmem, organizował seanse spirytystyczne ze znanym neapolitańskim medium, brał udział w publicznych wystąpieniach antypapieskich inicjowanych przez wolnomularstwo. Długie wyniszczające posty, diaboliczne wizje, nasilająca się depresja, doprowadziły Bartola na skraj obłędu. Pomogli mu Przyjaciele Pewnego dnia zdawało mu się, że słyszy błagalny głos zmarłego ojca, który nawoływał go do powrotu do Boga. Zdesperowany poprosił o pomoc przyjaciela rodziny, profesora Vincenza Pepego, zwierzając mu się ze swojego opłakanego stanu. Ten zaszokowany wyznaniem Bartola zapytał go wprost, czy chce umrzeć w przytułku dla obłąkanych i zostać potępiony na wieki? Bartolo zaprzeczył. Długie rozmowy z przyjacielem przekonały go do rezygnacji z satanizmu i opuszczenia sekty. Jednym z nich był Vincenco Pepe, nauczyciel, przyjaciel z rodzinnych stron, gorliwy katolik. Zdesperowany Longo zwierzył mu się pewnego dnia ze swojego opłakanego stanu. Profesor stanowczo wezwał biedaka „Wróć do Jezusa! Wróć do Boga!” i zaprowadził zagubionego studenta do dominikanina Alberta Radentego. Bartolo odważył się wyspowiadać, ale nie od razu uzyskał rozgrzeszenie. Doświadczony dominikanin spowiadał go prawie miesiąc. Wreszcie w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa w 1865 roku Bartolo Longo otrzymał rozgrzeszenie – narodził się na nowo. Parę lat później ten sam dominikanin przyjął go do III zakonu dominikańskiego, w którym Longo przybrał imię Brat Różaniec. Wyrzekam się spirytyzmu Równocześnie zaczął odbywać pokutę. Odwiedzał swoich byłych znajomych z sekty i próbował ich nawracać. Spotkał się jednak z wyśmiewaniem i drwiną. To go nie zniechęciło. Dalej publicznie wyrzekał się swoich błędów, chodząc po modnych kawiarniach i miejscach spotkań neapolitańskich studentów. Udał się także ostatni raz na seans spirytystyczny. Trzymając w dłoniach medalik Matki Bożej zawołał: „Wyrzekam się spirytyzmu, bo jest on tylko plątaniną kłamstw i błędów!” Kto propaguje Różaniec, będzie zbawiony Po nawróceniu Longo długo szukał swojej dalszej drogi. Uzyskał doktorat z prawa, początkowo chciał się ożenić. Potem myślał o powołaniu kapłańskim lub zakonnym. Jego duchowi przewodnicy podpowiadali, że Bóg chce od niego wielkich rzeczy. On jednak nie wiedział, czego konkretnie. Pomagał biednym i chorym w Neapolu. W domu Cateriny Volpicelli, założycielki Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca i przyszłej świętej, poznał swoją towarzyszkę życia i małżonkę, owdowiałą matkę pięciorga dzieci, hrabinę Mariannę de Fusco. Początkujący adwokat został administratorem dóbr hrabiny. Gdy zaczęły pojawiać się złośliwe plotki na temat ich przyjaźni, za radą papieża Leona XIII postanowili się pobrać, ale z zamiarem życia jak dobrzy przyjaciele. Pierwszy raz do Pompejów Longo wybrał się, aby uporządkować sprawy majątkowe hrabiny de Fusco. Widok nędzy materialnej i duchowej mieszkańców wsi podziałał na niego przygnębiająco. Co gorsza, podczas samotnego spaceru odezwały się w nim dawne koszmary. Sam tak to później opisał: „Pomimo pokuty wciąż gnębiła mnie myśl, że należę do szatana i nadal jestem jego niewolnikiem, a on oczekuje na mnie w piekle. Rozważając to popadłem w rozpacz i byłem bliski samobójstwa. Wtedy usłyszałem w moim sercu echo słów ojca Alberta, powtarzającego za Maryją: »Ten, kto propaguje mój Różaniec, będzie zbawiony«. Te słowa oświeciły moją duszę. Upadłem na kolana i zawołałem: »Jeżeli te słowa są prawdą, to osiągnę zbawienie, ponieważ nie opuszczę tej dzikiej krainy, dopóki nie rozszerzę tutaj Twojego Różańca«. W tym momencie rozległ się głos dzwonu kościoła parafialnego, obwieszczającego »Anioł Pański«. Było to jakby przypieczętowaniem mojej decyzji”. Sanktuarium obok ruin Życie Bartola związało się już odtąd na zawsze z doliną pompejańską. Wielu jej mieszkańców w ogóle nie znało modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. Bartolo chodził od chaty do chaty, uczył modlitwy i rozdawał różańce. Zorganizował misje parafialne, powstało pierwsze Bractwo Różańcowe. Ciekawa jest historia cudownego obrazu Matki Bożej Różańcowej w Pompejach. Kiedy Longo odnalazł go w jakimś klasztorze w Neapolu, wizerunek nie dość że brzydki, to w dodatku był w opłakanym stanie. Jedna z sióstr stwierdziła: „Wydaje mi się, że ten obraz namalowano specjalnie po to, aby obrzydzić ludziom nabożeństwo Różańca”. Odnowiony obraz zawieszony w kościółku w pompejańskiej wiosce gromadzi jednak coraz więcej rozmodlonych ludzi, pojawiają się uzdrowienia. Longo za namową biskupa postanawia wybudować nową świątynię. Zostaje wzniesiona w ciągu 13 lat. Jednocześnie Bartolo rozwija wszechstronną działalność charytatywną i wydawniczą. Zakłada czasopisma „Różaniec” i „Nowe Pompeje”, w których głosi odezwy o potrzebie wychowywania dzieci więźniów. Buduje zakład dla sierot społecznych. Uczy ich rzemiosła i modlitwy. Wokół bazyliki powstają drukarnie, fabryki i szwalnie, stacja kolejowa, szpital, obserwatorium meteorologiczne i geodynamiczne. Wiadomości o zakładzie wychowawczym docierają do wielu więzień. Skazańcy ślą listy z prośbami o opiekę nad swymi dziećmi, a często nawracają się pod wpływem listów, modlitw i pobożności swoich dzieci. Longo mawiał: „Moim mistrzem w wychowaniu dzieci nie są sławni pedagodzy i ich szkoły, lecz sam Chrystus”. W pracy apostolskiej i charytatywnej adwokata wspomaga wiernie żona Marianna oraz lekarz z Neapolu Giuseppe Moscati, kanonizowany w 1987 roku. Podczas czterdziestoletniej pracy w Pompejach Longo stawał się raz po raz obiektem oskarżeń o defraudacje. Znosił to z godnością. W 1906 r. oddał swój osobisty majątek na rzecz Stolicy Apostolskiej. Zrzekł się nadanego mu przez papieża stanowiska zarządcy świątyni. Pracował wiernie przy sanktuarium do 85. roku życia. Kiedy zmarła jego żona, spadkobiercy hrabiny zajęli jej dom, wyrzucając z niego Bartola. Stary, schorowany człowiek bez grosza przy duszy został zmuszony do wyjazdu w rodzinne strony. Z okazji 50-lecia dzieł w Pompejach wrócił jednak do sanktuarium. Mieszkańcy zgotowali mu entuzjastyczne powitanie. Oczyszczony od wszystkich zarzutów, spędził tam ostatnie pół roku życia. Został pochowany w krypcie pod ukochanym obrazem Matki Bożej Pompejańskiej, której zawierzył i oddał wszystko. Ostatnie godziny Ostatnie godziny życia sędziwy adwokat spędził na modlitwie różańcowej, otoczony przez swoje ukochane pompejańskie sieroty. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Moim jedynym marzeniem jest zobaczyć Maryję, która mnie uratowała, i która mnie wyrwie z szatańskich sideł”. Więcej w książce: Bartolo Longo: „Cuda i łaski Królowej Różańca Świętego w Pompejach”. Poznań: Wydawnictwo Rosemaria, 2010. por. Marek Woś: Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca 26 października 1980 r., ten były satanista, oddany konwertyta i społecznik, został wyniesiony na ołtarze. Jan Paweł II nazwał go „wzorem dla współczesnych świeckich katolików”. Obecnie trwa proces kanonizacyjny bł. Bartola Longa oraz proces beatyfikacyjny jego żony, Marianny de Fusco. Zróbmy mocną i mocną modlitwę za niemożliwe sprawy prosząc o pomoc św. Ekspedyty, patrona sprawiedliwych i naglących 09/05/2020W przeciwieństwie do tego, co wielu ludzi sobie wyobraża, potężna modlitwa o niemożliwe przyczyny nie jest czystym mitem. Opiera się ona w zasadzie na założeniu, że wiara porusza góry, co dowodzi, że jest to coś niewyobrażalnego. Nieprzypadkowo znaczna liczba wyznawców podtrzymuje wiarę, że ten rodzaj modlitwy może mieć fundamentalne znaczenie dla osiągnięcia czegoś, co w przeciwnym razie byłoby nieosiągalne. Nierozwiązana sprawa może być albo czymś nadprzyrodzonym, albo czymś, na co nie pozwalają jej ludzkie możliwości. W obu przypadkach modlitwy w ich różnych wersjach mogą być użyteczne. Dla zilustrowania tego, przedstawiamy tutaj niektóre z centralnych modlitw o niemożliwe do osiągnięcia przyczyny dostępne w tym sensie. Modlitwa o niemożliwe i pilne przyczynyPierwsza wersja prosi o więcej słowa Bożego. Modlitwa podąża tym tonem i jest silna właśnie dlatego, że dowodzi Pisma Świętego. Panie, w obliczu tak wielu świadectw, które karmią naszą wiarę. Przychodzę tu, aby modlić się tą modlitwą, ponieważ wierzę, że Pan jest Bogiem rzeczy niemożliwych. Proszę Cię więc teraz w imię Jezusa, czyń w moim życiu wszystko, co możliwe! O Boże, który otworzył morze czerwone, zburzył mury i sprawił, że na nowo powstał czterodniowy martwy człowiek, a także ludzie z paraliżem, którzy powrócili. Mam niemożliwą sprawę i oddaję ją w Twoje ręce, i przez moją wiarę wierzę, że ta sprawa jest wygrana! W imię Jezusa Chrystusa! Niech zło, które stoi na drodze, wyjdzie na jaw! I niech dobro i prawda, które błogosławisz, przyjdzie na mnie w imię Jezusa Chrystusa! Otwórzcie mój dzień właściwymi drogami i połóżcie tarczę na moje życie! Amen! Modlitwa do Boga, by czynić to, co niemożliwePanie, jesteś wierny we wszystkim. Twoje obietnice trwają wiecznie i nie ma granic dla Twoich cudów. W twoich rękach, wszystko jest możliwe. To Ty pokonałeś śmierć i uczyniłeś miejsce dla milionów z nas w niebie. Obyśmy nigdy nie przestali śpiewać twoich pochwał, a nasze oczy miały pewność i dobro ludzi. W Twoim imieniu, modlimy się. Amen! Korzyści z modlitwy za niemożliwe przyczynyOgólnie rzecz biorąc, główną zaletą korzystania z tej modlitwy jest pilność w rozwiązywaniu problemów, zwłaszcza w przypadku drugiej wersji, tej świętej Expedity. Musi ona być prowadzona z wiarą i lekkim sercem. W tym celu konieczna jest myślenie słowami i wiara w głębię, w której prośba jest wysłuchiwana. Niezależnie od tego, czy jest to potrzeba finansowa, zawodowa, małżeńska, ciąża, poród, zdrowie, czy nawet emocjonalna, jest to ten rodzaj modlitwy, który może być przydatny, gdy wszystko wydaje się nierealne. Bóg jest naszą wewnętrzną siłą. W każdej chwili możemy zaprosić Go do swojego życia, by korzystać z tej siły. Jeśli zawierzymy swoje życie Panu Bogu, możemy oprzeć się na Jego obietnicy: „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru” (Rz 8, 28).Najpiękniejsze w zaufaniu Bogu jest to, że przemienia On to, co niemożliwe, takie sytuacje, które nam wydają się „bez wyjścia”. Sama przekonałam się o tym wielokrotnie. Dziś wiem, że moja choroba, chemioterapia i całe cierpienie, przez które przeszliśmy dwa lata temu, przemieniło – wręcz naprawiło – życie i tok myślenia całej mojej rodziny. Te wydarzenia, które dzięki całkowitemu zawierzeniu Panu Bogu, skończyły się moim uzdrowieniem, naprawę scaliły nas jako rodzinę i każdego z osobna nawróciły na tą właściwą, Bożą drogę. Dziś wiem, że to wszystko nie działo się bez powodu, że z każdego zła czy cierpienia, Bóg może wyciągnąć dobro, ale trzeba Mu bezwzględnie wtedy, gdy dotyka nas ból i cierpienie, zarówno to fizyczne jak i psychiczne, oddajmy się Jemu i powiedzmy, jak Ojciec Dolindo: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Przestańmy obrażać się na Boga, kiedy coś dzieje się nie po naszej myśli. Nawet jeśli prosimy Boga o coś bardzo długo i tego nie dostajemy, czujemy, że nasze modlitwy nie przynoszą efektów, musi być w tym jakiś sens. Może taka czy inna sytuacja ma nas czegoś nauczyć, przygotować na inne dobro. Tu przypominają mi się słowa wspaniałego brytyjskiego pisarza i filologa Clive’a Staples’a Lewis’a: „Gdzie byłbym teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie moje głupie prośby, z którymi się do Niego zwracałem?”. No właśnie…Oddajmy więc Panu Bogu wszystkie nasze codzienne zmagania i życiowe troski, nie mówmy, że czegoś się nie da zrobić, że szkoda czasu, że to czy tamto jest bez sensu, że jest niemożliwe. Jeśli ufamy Bogu, wszystko jest możliwe: „Z całego serca Bogu zaufaj, Nie polegaj na swoim rozsądku, Myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna” (Prz 3, 5-6)Jezus – tym, którzy podążają za Nim – daje jednocześnie spokój ducha i odwagę do działania: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka! (…) To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 14, 27 i 16, 33).Dzisiejszy mój wpis obfituje w cytaty, dlatego też cytatem chciałbym go zakończyć : ) Będą to piękne słowa świętego Wincentego Pallottiego – niech przyświecają Wam każdego dnia: „Szukaj Boga, a znajdziesz Go. Szukaj Go we wszystkim, a znajdziesz Go wszędzie. Szukaj Go w każdym czasie, a znajdziesz Go zawsze.” Historia Pawła to potwierdzenie hasła, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Pan Jezus jest dżentelmenem, który nie wejdzie na siłę do naszego serca. Trzeba choć trochę chcieć. Małżeństwem są od sześciu lat, mają dwie córeczki. Wiele osób wokół nie może uwierzyć w ich życie wiarą, zaufanie w moc Pana Boga. Na nasze spotkanie przychodzi mężczyzna w wieku ok. 40 lat, dobrze zbudowany. Na ręku zamiast srebrnej bransolety, która kiedyś była stałym dodatkiem, teraz widnieje plastikowa opaska z hasłem „Jezu ufam Tobie!”. Nie spodziewałem się łez, które pojawią się za chwilę w jego oczach. Fala Nigdy nie był szkolnym prymusem. Na świadectwie miał tylko dwóje i tróje. W ósmej klasie pojawił się nowy kolega, przeniesiony do ich szkoły karnie. Pochodził z patologicznej rodziny. Od najmłodszych lat zajmował się drobnymi przestępstwami. To był przełom. Paweł i nowy kolega bardzo szybko się polubili. Od tego momentu zaczęło się opuszczanie lekcji, niewracanie na noc do domu, pierwsze drobne kradzieże i przestępstwa. Był alkohol, narkotyki, pierwsze pudło. - Małymi kroczkami wzrastałem w świecie przestępczym - wspomina Paweł. Po sześciu miesiącach, gdy wyszedł po pierwszej odsiadce w areszcie tymczasowym, były kolejne przestępstwa. Zaczęły pojawiać się nowe znajomości w świecie gangsterskim, z osobami więcej znaczącymi w półświatku. Trwało to wszystko kilkanaście lat. W tym okresie był kolejny wyrok i kolejne wykroczenia. Paweł doszedł do takiego momentu, że wszyscy wokół „machnęli na niego ręką”. Dzielnicowy twierdził, że nie ma już dla niego ratunku. Podobnie adwokaci czy sędziowie, którzy prowadzili jego sprawy. Wskazywali, że nie wyraża żadnej chęci skruchy. Od tego czasu minęło dziesięć lat. Paweł wspomina, że z jego znajomych na dziesięć osób osiem miało krew na rękach. Tylko on i ktoś jeszcze nie dopuścili się zabójstwa. Był marionetką. Bezwzględnie wypełniał polecania innych. Zło przestępstw kierowało nim. Nie szuka po latach winnych, wie, że to były jego wybory. Relacje w rodzinie też stały się jakimś przyczynkiem do tego, co się wydarzyło. Nadopiekuńczość matki, która u Pawła przerodziła się w brak szacunku. Z drugiej strony rygoryzm ojca z czasem zamieniony w strach. Gdy pojawił się pieniądz, niezależność i możliwość „pozwolenia sobie”, bardzo szybko pociągnęło to za sobą łańcuch zła. Dziś potrafi nazwać pewne rzeczy. Mówi, że Zły w jego życiu działał bardzo sprytnie. Wszystko dokonywało się powoli, subtelnie. Kradzież portfela - przed pierwszym razem - była nie do pomyślenia, a za chwilę na porządku dziennym. Włamanie, pobicie podobnie stawało się normą. Wyciągnąć na powierzchnię Na drodze grzechu pojawiła się kobieta, obecnie żona. Kolega, również recydywista, chciał go wykorzystać. Zorganizował spotkanie z Magdą, by zrobić przysługę swemu znajomemu, z którym ona się rozeszła. Zamierzał ją upokorzyć. Narzędziem do tego miał być Paweł. Zapoznali ich ze sobą, licząc tylko na to, że ją wykorzysta i skrzywdzi. Pojawiło się jednak zafascynowanie. Nie wiedział, że spotkał kobietę swego życia i... Boga. Spotykali się ze sobą jakiś czas. Paweł sam zaczął dostrzegać, że ona chce sprowadzić go na dobrą drogę. Mimo miłości ciągle działał w świecie przestępczym. Któregoś dnia 2007 r. został zatrzymany przez grupę antyterrorystów. Trafił do aresztu śledczego z zarzutem przynależenia do grupy przestępczej. Groziło mu dziesięć lat więzienia. Wcześniej nie bał się odsiadek. Znał to. Apel, brzęk naczyń, strażnicy - norma. To wszystko, co słyszał o życiu za kratami, czego sam doświadczał, nie robiło na nim żadnego wrażenia. Czy miał siedzieć rok, czy dziesięć lat, było bez znaczenia. - W więzieniu miałem wielu znajomych i szedłem tam jak do domu - wyznaje. Gdy skuty kajdankami trafił do aresztu, zaczął się lękać, że może stracić Magdę. Poczuł strach, którego wcześniej nie było. Szybka odpowiedź Pierwsza noc w areszcie śledczym w Warszawie była jedyna. Będąc sam, w pojedynczej celi, zaczął rozmawiać z Panem Bogiem. To była prośba: jak mi Panie Boże jej nie zabierzesz, to rób ze mną, co tylko chcesz. Jestem gotów zostawić to wszystko, aby ona na mnie czekała i dalej była ze mną. Minęło osiem lat i Paweł znowu płacze. Dziś nie wstydzi się łez. Nawrócenie zaczęło się właśnie wtedy, w noc przemiany. Jak Paweł wspomina po latach, to było silne doświadczenie duchowe oraz fizyczne. Nie zasnął. Przepłakał całą noc. To były łzy oczyszczenia. Wszystko zaczęło dziać się intensywniej. Bardzo szybko zaczęły pojawiać się sytuacje, które wtedy dla Pawła wydawały się tylko zbiegami okoliczności. W areszcie był ksiądz, który spowiadał więźniów. Paweł pomyślał, że skorzysta ze spotkania z nim. Może przekaże, że kocha Magdę? Z takim nastawieniem poszedł do kapelana. Jednakże po chwili rozmowa przeistoczyła się w spowiedź. Po półtorej godziny ciężko było określić, kto bardziej płakał: kapłan czy Paweł? Sakrament dał jedno: wolność. Po tej przełomowej spowiedzi wracał do celi, będąc „lekkim jak piórko”. - Ja nie szedłem, ja leciałem - przekonuje. Dziś zaznacza, że to był główny punkt jego nawrócenia. Szczera spowiedź, żal za grzechy, oddanie wszystkiego Bogu. To był pierwszy krok to prawdziwego cudu. Nie musiał sięgać po używki. Wtedy, w areszcie, w jego ręce trafił Nowy Testament. Nie pamięta jak i przez kogo. Czytając od początku, strona po stronie, doświadczał mocy Słowa, które uwalnia. Nie mógł przerwać lektury. Zaczął dostrzegać różne, najmniejsze grzechy, o których wcześniej nawet nie miał pojęcia. Czytał fragment Pisma Świętego i przed oczami miał kradzież, pobicie, skrzywdzoną osobę, kolejne obrazy z życia. Płakał i żałował. Tak wyglądał jego rachunek sumienia i przygotowanie do spowiedzi z całego życia. Nie musiał sięgać po narkotyki. Zerwał z pornografią, alkoholem, hazardem. Gdy doświadczył nawrócenia, zaczęło mu się wydawać, że postradał zmysły. Wiedział, że koledzy „po odcięciu” wariowali. Najpierw pytał rodziców w trakcie widzeń: „czy nie zwariowałem?”, „czy normalnie rozmawiam?”. Po półtora roku przebywania w areszcie śledczym sąd skierował go na specjalistyczne badania psychiatryczne. Po miesiącu od badań, przyszła opinia specjalistów - Jestem zdrowy - wspomina. Dla niego to kolejny znak, że Pan Bóg konkretnie zadziałał w jego życiu. Życie z wyrokiem Po dwóch latach przebywania w areszcie Paweł wyszedł na wolność. Koledzy nie napiętnowali go. Wiedzą o tym, że Paweł wrócił do Boga i Kościoła. Z plotek usłyszał, że większość uważa, że zwariował. Innych to w ogóle nie obchodzi. Podadzą mu rękę na ulicy, czasem zamienią słowo. Cały czas sprawa jest w toku. Ma zasądzony wieloletni wyrok w sądzie pierwszej instancji. Sprawa obecnie znajduje się w sądzie apelacyjnym. Prawnie... nie ma możliwości, żeby wyrok został anulowany. - Może się przedawni - podpowiada żona, która w głębi pokoju zajmuje się młodszą córeczką. Jedną nogą jest na wolności, ale drugą ciągle jest tam - za kratami. Jego dzień: praca, oczekiwanie na wyrok, zabawa z dziećmi, domowe obowiązki, codzienna Eucharystia. Bez pomocy łaski Bożej nie poradziłby sobie. A co, jeśli przyjdzie decyzja, że jutro wraca pod celę? - Jezu ufam Tobie - bez chwili namysłu odpowiada. Jedyne, o co Paweł prosi dzisiaj Boga, to żeby go trochę „ułaskawił”. Ma świadomość popełnionych czynów, wie, że ponosimy konsekwencje grzechów. Po cichu liczy, że wyrok zostanie trochę skrócony, a przez to częściej będzie mógł widzieć najbliższych. - Może dostanę nie zasądzone osiem, a pięć lat. A jak mam już dwa odsiedziane, to zostaną trzy - bardzo sprawnie i z nadzieją czyni obliczenia. Moc wspólnoty Codzienne życie przyniosło oschłość w wierze. Sam zauważył, że owszem, pojawiły się próby szukania swego miejsca w Kościele. Było życie sakramentami, ale zaczęła się pojawiać „letniość”. Teraz chce pomóc. Należy do apostolatu więziennego. Chodzi do więzienia i opowiada o swojej przemianie. Spotyka znajomych recydywistów. Dziwią się, widząc go w takiej roli. Jeden z nich chodził wokół Pawła i oglądał z każdej strony. „Kogo, jak kogo, ale ciebie bym się tu nie spodziewał. Pamiętasz mnie? Siedzieliśmy pod jedną celą” - słyszał na początku. Pomocą w wierze jest Odnowa w Duchu Świętym. Należy do niej od kilku miesięcy. Nie ma możliwości, aby Paweł nie był na spotkaniu. Wraz z żoną nieustannie odkrywają moc modlitwy oraz wartość sakramentu małżeństwa. Mimo problemów, które są, wiedzą, Kto jest dla nich oparciem. ks. Marek Weresa Echo Katolickie 50/2018 opr. ab/ab „Kiedy odmówiłam tę modlitwę, usłyszałam w duszy te słowa: - Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu Mojego, odmawiać ją będziesz (…) na zwykłej cząstce różańca w sposób następujący: Najpierw odmówisz jedno Ojcze nasz i Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga, następnie, na paciorkach Ojcze nasz mówić będziesz następujące słowa: Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa na przebłaganie za grzechy nasze i świata całego; Na paciorkach Zdrowaś Mario, będziesz odmawiać następujące słowa: Dla Jego bolesnej Męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego. Na zakończenie odmówisz trzykrotnie te słowa: Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny - zmiłuj się nad nami i nad całym światem." (Dz. 474) "W pewnej chwili, gdy przechodziłam korytarzem do kuchni, usłyszałam w duszy te słowa: Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom, jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia Mojego”. (Dz. 687) „Kiedy weszłam do swej samotni, usłyszałam te słowa: każdą duszę bronię w godzinie śmierci jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią, jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę „ (Dz., 811) Córko Moja, zachęcaj dusze do odmawiania tej koronki, którą ci podałem. Przez odmawianie tej koronki, podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą. Zatwardziali grzesznicy, gdy ją odmawiać będą, napełnię dusze ich spokojem, a godzina śmierci ich będzie szczęśliwa. (…) Napisz, gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny”. (Dz. 1541) "Kiedy weszłam na chwilę do kaplicy, powiedział mi Pan: Córko Moja, pomóż mi zbawić pewnego grzesznika konającego, odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny, wobec wielkości nędzy tej duszy. Całe mnóstwo szatanów czekało na tę duszę, jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na tym obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie. Kiedy przyszłam do siebie, zrozumiałam, jak ta koronka ważna jest przy konających, ona uśmierza gniew Boży”. (Dz. 1565) W komentarzach można umieszczać swoje intencje, modlitwy.

koronka do boga rzeczy niemożliwych