Kobiety, jak się okazało, zagłosowały raczej na mężczyzn z list prawicowych. Ich prawo. A do urn poszły masowo: w Warszawie frekwencja wśród kobiet wynosiła prawie 70 procent, w Krakowie niemal 80. Warto było się postarać o ich głosy, bo w pierwszych wyborach to Polki stanowiły większość uprawnionych do głosowania.
Dziś mija 100 lat od uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce! Dekret podpisany przez Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, zapoczątkował zmiany, które wówczas odmieniły całe
Przyznał, że pomysł wydaje się niezwykły, ale tylko na początku. 100 lat temu za niezwykłe uważano przyznanie praw wyborczych kobietom, a w latach 50. ubiegłego wieku – czarnoskórym.
grantów z państw trzecich. Taki kierunek zmian – przyznanie praw wyborczych dla obywateli w ramach ugrupowania integracyjnego, a następnie pozytywne zmiany w zakresie przyznawania praw wyborczych dla obywateli spoza ugrupowania, na-suwa naturalne porównanie do do świadczeń integracji nordyckiej. 4. Prawa wyborcze migrantów w Polsce
W XIX wiecznej sztuce czas zaborów wykreował wizerunek kobiety - Matki Polki - opiekunki synów, przyszłych żołnierzy. Każdy kolejny nieudany zryw niepodległościowy stawiał przed nimi nowe wyzwania, determinując je do większej aktywności na polu społeczno- politycznym.
Rewolucja Francuska a kwestia przyznania kobietom pełni praw obywatelskich – dlaczego Francuzki musiały zostać w domu?
. 100 lat temu, wraz z powstaniem II Rzeczypospolitej, Polki jako jedne z pierwszych w Europie uzyskały czynnie i bierne prawo wyborcze. Miała na to wpływ umocniona w XIX w. rola kobiet w polskim społeczeństwie – uważa historyk z KUL dr Robert Derewenda. „Pokolenie, które doprowadziło do odzyskania przez Polskę niepodległości w roku 1918, bardzo wiele zawdzięczało kobietom. To kobiety niosły pierwiastek narodowotwórczy w Polsce, której nie było na mapach świata w drugiej połowie XIX wieku. Dlatego sprawą naturalną było, że kobiety otrzymały prawa wyborcze” – powiedział PAP dr Robert Derewenda z Katedry Historii Ustroju i Administracji Polski Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Prawa wyborcze dla kobiet w Polsce zadeklarował Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, który został utworzony w Lublinie, w nocy z 6 na 7 listopada 1918 roku. Jego premierem był jeden z liderów Polskiej Partii Socjalistycznej Ignacy Daszyński (1866-1936). Program rządu przedstawiono w manifeście, ogłoszonym 7 listopada 1918 r., w którym napisano „Sejm Ustawodawczy zwołany będzie przez nas jeszcze w roku bieżącym na podstawie powszechnego, bez różnicy płci, równego, bezpośredniego, tajnego i proporcjonalnego głosowania. Czynne i bierne prawo wyborcze będzie przysługiwało każdemu obywatelowi i obywatelce mającym 21 lat skończonych”. Idee zainicjowane przez Daszyńskiego kontynuował kolejny rząd socjalistyczny utworzony przez Jędrzeja Moraczewskiego 17 listopada 1918 roku. Prawa wyborcze dla kobiet ostatecznie wprowadził „Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego” podpisany przez Piłsudskiego 28 listopada 1918 r. Kobiety mogły głosować, a także być wybierane. „W pierwszym parlamencie, który powstał w 1919 roku było osiem polskich posłanek. Były to osoby z różnych organizacji politycznych.(…) To były niezwykłe osoby, przede wszystkim bardzo gruntownie wykształcone” – podkreślił Derewenda. Wyjaśnił, że Polki w drugiej połowie XIX wieku chętnie podejmowały studia w krajach, w których mogły studiować kobiety, np. we Francji, Szwajcarii, a pod koniec XIX wieku pierwsze Polki studiowały na Uniwersytecie Jagiellońskim. W odradzającej się II Rzeczypospolitej - jak podkreślił historyk - przyznanie praw wyborczych dla kobiet było akceptowane. „Dekret (Piłsudskiego) zasadniczo nie był kontestowany, przez partie polityczne. (…) Można powiedzieć, że było nie tylko przyzwolenie, ale i pewne poparcie społeczne dla tej idei, aby kobiety miały prawa wyborcze, aby mogły decydować o życiu państwa, o tworzeniu tej II Rzeczypospolitej” – zaznaczył. Jego zdaniem miała na to wpływ rosnąca, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w. rola kobiet, które - w sytuacji, gdy wielu mężczyzn zginęło w czasie działań wojennych, w powstaniach lub zostało zesłanych na Sybir – musiały samodzielnie sprostać różnym obowiązkom związanym w utrzymaniem rodziny i wychowaniem dzieci. „Kiedy mężczyźni byli na frontach, kobieta zaczęła odgrywać kluczową rolę społeczną, reprezentowała rodzinę w urzędzie, czy w szkole, tam gdzie wcześniej kobieta zasadniczo się nie pojawiała albo jej nie wypadało się pojawiać. Teraz nie tylko jej wypadało, ale też była szanowana i podziwiana za to, że sobie radzi” – powiedział. Kobiety wówczas, zdaniem Derewendy, odegrały kluczową rolę w wychowaniu w patriotyzmie nowych pokoleń. „Ci polscy patrioci są wychowani w pewnym +patosie nieobecnego ojca+. Bardzo często tym przykładem bohatera nawet nie jest ojciec, ale stryj, wujek, dziadek, który walczył w powstaniu styczniowym. On urasta do rangi kogoś niezwykłego. Nawet jeśli tej osoby nie ma, nawet jeśli nie ma ojca, to legenda tego ojca jest, można powiedzieć, jeszcze większa. W tej legendzie jest wychowywane pokolenie, które sięgnie po niepodległość w roku 1918” - powiedział. Jak dodał, powstania narodowe – listopadowe, styczniowe - z puntu widzenia militarnego, strat w ludziach były przegrane, ale „ratowały polską duszę”, wzmacniały ideę walki o niepodległą Polskę, „a te idee niosły właśnie kobiety”. Derewenda przypomniał, że szacunek dla kobiet w Polsce ma wielowiekową tradycję a kobiety w Polsce miały też wpływ na budowanie świadomości narodowej. Przykładem może być tu działalność i twórczość Elizy Orzeszkowej, Gabrieli Zapolskiej, czy Marii Konopnickiej, której „Rota” traktowana była w czasie zaborów jak hymn Polski. Na rysunkach Jana Norblina przedstawiających sejmiki w XVIII w. też są obecne kobiety, które wtedy nie miały prawa głosu. „Skoro tam są, to nie tylko, żeby popatrzeć, ale dlatego, że zapewne razem ze swoimi mężami rozmawiały o tej polityce i miały na tę politykę wpływ” – powiedział Derewenda. Polki uzyskały pełne prawa wyborcze w 1918 r. jako jedne z pierwszych w Europie. W tym samym roku uzyskały je Niemki, wcześniej miały je obywatelki Finlandii, Danii, Norwegii, Islandii. Nowy rząd II Rzeczypospolitej wprowadził też ogłaszane wcześniej przez rząd Daszyńskiego w Lublinie polityczne i obywatelskie równouprawnienie wszystkich obywateli „bez różnicy pochodzenia, wiary i narodowości”, wolność sumienia, druku, słowa, zgromadzeń, pochodów, zrzeszeń, związków zawodowych i strajków, a także ośmiogodzinny dzień pracy w przemyśle, handlu i rzemiośle oraz powszechne, obowiązkowe i bezpłatnego nauczanie dzieci w szkołach. „W 1918 roku była świadomość, że ta Polska, która powstaje powinna być państwem demokratycznym i powinna być na miarę czasów” – dodał Derewenda.(PAP) autorka: Renata Chrzanowska ren/ pat/
To kobieta była dla Francuzów Alegorią Wolności – w czasach rewolucji przedstawiana na niebiesko-biało-czerwonym tle, z czapką wolności na głowie. Pamiętacie obraz Delacroix? „Wolność wiodąca lud na barykady” Marianne stanowiła i stanowi symbol republiki – Profil Marianne widnieje na awersach wielu francuskich odznaczeń Legii Honorowej, Orderze Narodowym Zasługi. Jej popiersia ustawiane są w urzędach francuskich. A jak miały się do tego prawa kobiet we Francji? A no chyba nijak, skoro czynne i bierne prawo wyborcze kobiety otrzymały dopiero w 1944 roku – Dla porównania w Polsce w 1918. We Francji XIX wieku, w czasach belle époque, kobiety nie mogły podejmować pracy zarobkowej, posiadać własnych oszczędności ani dysponować pieniędzmi w jakikolwiek sposób jeśli mąż nie wyraził na to zgody. Tak naprawdę nie mogły decydować o żadnych kwestiach finansowych. Podobnie jak ich głos w sprawie wychowania dzieci był drugorzędny i mąż wcale nie musiał brać go pod uwagę. Przyjęte było, że mężczyzna może bez pytania otwierać i przeglądać korespondencję żony lub córki, nigdy natomiast odwrotnie. Kobieta, której udowodniono zdradę, mogła trafić do więzienia nawet na dwa lata. Za ten sam czyn mężczyźnie groziła co najwyżej kara grzywny w wysokości od stu do dwóch tysięcy franków. W sytuacji rozwodu prawo do opieki nad dziećmi przyznawano ojcu, chyba że ten zdecydował inaczej. Także ubiór był regulowany prawnie. Pojawienie się na ulicy kobiety w spodniach – skończyłoby się natychmiastowym aresztowaniem. Specjalne spodnie do jazdy konno lub na rowerze zostały dopuszczone do noszenia pod suknią dopiero w 1883 roku. Walka o prawa kobiet we Francji Po woli, ale jednak coraz częściej pojawiał się temat emancypacji kobiet. W 1870 roku działalność rozpoczęło stowarzyszenie na rzecz kobiet, któremu prezydował Victor Hugo. Francuskie aktywistki dążyły do tego, aby kobieta mogła stać się pełnoprawną obywatelką państwa. Domagały się dostępu do edukacji w szkołach wyższych i wolnych zawodów. Powstało wiele organizacji zrzeszających kobiety, zaczęto coraz głośniej mówić o feminizmie. Jedną z bardziej znanych postaci tego ruchu w Paryżu była Hubertine Auclert, która w 1900 utworzyła Narodową Radę Kobiet Francuskich – organizację zrzeszającą wszystkie francuskie organizacje feministyczne w celu poparcia dla prawa wyborczego dla kobiet. Hubertine Auclert 1910, źródło wikipedia Francja dopuściła kobiety do studiowania na uniwersytetach w 1863 roku. Od 1897 roku kobiety mogły być przyjmowane do Ecole des Beaux Arts, a w 1899 zezwolono im na wykonywanie zawodu adwokata. Prawo do rozporządzania swoimi zarobkami kobiety zyskały dopiero w 1907 roku, chociaż wizerunek kobiety pracującej wzbudzał przez długi czas oburzenie. Podobnie jak kobiety, które się kształciły, a nawet odnosiły sukcesy. Maria Skłodowska Curie pomimo swoich zasług pozostała w cieniu swego męża. Wspólnie otrzymana Nagroda Nobla traktowana była głównie jako sukces Pierre’a. Wyobraźcie sobie, że aż do końca 1965 roku, kobieta, która miała męża, nie mogła otworzyć własnego rachunku bankowego, podobnie podjąć pracy bez jego zgody! Źródło: Paryż, miasto sztuki i miłości w czasach belle époque, Wydawnictwo naukowe PWN, „Francuski sen” Marek Ostrowski
Opublikowano: | Kategorie: Polityka, Prawo, Społeczeństwo, Wiadomości ze świataLiczba wyświetleń: 540Nie zostanie spełniona jedna z najbardziej kontrowersyjnych obietnic wyborczych prezydenta Francji Francoisa Hollanda. Chodzi o danie cudzoziemcom spoza Unii Europejskiej mieszkającym we Francji prawa do głosowania w lokalnych wyborach. Premier Francji Manuel Valls powiedział, że kraj nie jest gotowy na takie rozwiązania, przeciwko którym występowała francuska prawica a które były gorące wspierane przez lewicę. Nie zabrakło utartych w takich przypadkach oskarżeń o „rasizm” i „ksenofobię”.Przemawiając do studentów, Valls powiedział, że niemożliwym, zarówno politycznie jak i konstytucyjnie jest danie prawa do głosowania cudzoziemcom nie będącym obywatelami Francji i pochodzącym spoza Europy. Propozycje takie padły po raz pierwszy już w latach osiemdziesiątych a postulował je prezydent Francois Mitterand. Obiecany przez Hollanda plan zakładał danie prawa wyborczego cudzoziemcom spoza UE, którzy są we Francji legalnie od co najmniej pięciu lat, jak ma to miejsce w przypadku obywateli innych krajów UE. Premier powiedział, że plan ten nie będzie realizowany a temat na pewno nie będzie podejmowany w kolejnych taka, gorąco wspierana przez lewice i organizacje wspierające multikulturalizm i masową imigrację, wymagałaby zmian konstytucyjnych, które nie są popierane przez większość parlamentu. Lewica skarży się, że palący temat masowej imigracji do Europy sprawia, że rząd nie chce podejmować tego typu tematów. Media piszą, że ustawa taka mogłaby sprowokować oburzenie na rząd i zwiększyć poparcie partii sprzeciwiających się masowej imigracji takich jak Front Narodowy. Przywołują przy tym społeczne niezadowolenie z sytuacji z imigrantami, które nazywają „nietolerancją wobec imigrantów”.Francuski, lewicowy rząd ma jeszcze w pamięci masowe protesty przeciwko przyznaniu przywilejów parom homoseksualnym, gdy na ulice francuskich miast, w obronie tradycyjnej rodziny, wyległy setki tysięcy ludzi. Obstawanie za przyznanie cudzoziemcom prawa do głosowania, zdaniem obserwatorów, mogłoby spowodować podobną mobilizację Francuzów czego obawia się polityczny różnych wspierających masową imigrację i wielorasowe społeczeństwo organizacji grzmią w mediach o „przegranej demokracji z rasizmem i ksenofobią” oraz twierdzą, że danie cudzoziemcom praw wyborczych nie zaszkodzi republice lecz wzmocni podstawie: Źródło: TAGI: Francja, Imigranci i uchodźcy, Obietnice wyborcze, WyboryPoznaj plan rządu!OD ADMINISTRATORA PORTALUHej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.
Na początku XX wieku w niemal wszystkich państwach europejskich oraz w USA, Kanadzie i Australii kobiety nie posiadały praw wyborczych. Tymczasem od kilku dziesięcioleci w coraz większym stopniu wkraczały na rynek pracy i uzyskiwały dostęp do coraz lepszego wykształcenia oraz do uczestnictwa w życiu publicznym. 8 marca obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Kobiet. Fot. Archiwum WEM Daleko jednak było do ich pełnego równouprawnienia z mężczyznami w sferze prawa cywilnego, a zwłaszcza praw politycznych. W niektórych krajach mogły już studiować na wyższych uczelniach (np. we Francji i Szwajcarii od lat 60. i 70. XIX wieku, w Austrii od 1897, w Niemczech od 1908), ale nie na wszystkich wydziałach i kierunkach. Nadal nie były dopuszczane do wielu zawodów, dyscyplin sportowych, form spędzania czasu wolnego. W pracy opłacano je gorzej niż mężczyzn i znacznie ograniczano możliwości awansu. W pierwszych latach XX wieku przybiera na sile ruch kobiecy, stawiający sobie za główny cel przyznanie kobietom pełni praw politycznych, przede wszystkim wyborczych. Około 1910 roku Międzynarodowe Stowarzyszenie na Rzecz Praw Wyborczych Kobiet (International Woman Suffrage Alliance) skupia ponad dwadzieścia organizacji krajowych i organizuje wielkie międzynarodowe kongresy. Istnieją już setki wyspecjalizowanych stowarzyszeń, które zrzeszają pracownice z rozmaitych branż przemysłu, handlu i usług. Są organizacje działaczek oświatowych, związki spółdzielczyń, studentek, kluby sportowe z kobiecymi sekcjami itd. Również na ziemiach polskich, podzielonych miedzy Rosję, Niemcy i Austrię, na przełomie stuleci ruch kobiecy wkracza w fazę intensywnego rozwoju. W Warszawie i Lwowie powstają Związki Równouprawnienia Kobiet; między 1899 a 1917 rokiem odbywają się cztery zjazdy kobiet polskich. Coraz liczniejsze są kobiece czasopisma. Na ogromną skalę kobiety uczestniczą w różnych formach walki o prawa narodowe. W Galicji upominają się też o możliwość uczestniczenia w wyborach parlamentarnych. Działają również konserwatywno-narodowe organizacje ziemianek, związane z Narodową Demokracją, usiłujące przyciągać kobiety wiejskie, po które sięga także prężny ruch ludowy. Kościół inspiruje stowarzyszenia katolickich służących pod wezwaniem św. Zyty. Parada Sufrażystek 1912 r. Fot. Europejskie i polskie feminizmy mają zatem różne oblicza, zwykle jednak liberalne lub lewicowe. Środowiska konserwatywne mobilizują się z opóźnieniem, pod hasłami obrony tradycyjnego modelu kobiecości i rodziny. W programach wzrastających w siłę partii socjalistycznych hasła równych praw kobiet i mężczyzn pojawiają się w kontekście ochrony pracy i macierzyństwa; mówi się też i pisze o pełnej równości w obrębie rodziny, która powinna odejść od patriarchalnego modelu. Skądinąd socjaliści uznają, że ostateczne rozstrzygniecie tych spraw będzie możliwe dopiero po zwycięstwie rewolucji, która zniesie wszystkie nierówności i położy kres wszelkiemu upośledzeniu i wyzyskowi, także kobiet. Warunkiem realizacji tego egalitarnego programu ma być bowiem zniesienie własności prywatnej. Dla większości zwolenników i zwolenniczek socjalizmu ruch ściśle feministyczny, oderwany od głównego nurtu walki, to ruch „mieszczański”, „burżuazyjny”, nieczuły na społeczne niedole i problemy kobiet z proletariatu, a nawet dążący do oderwania ich od udziału w przyszłej rewolucji. Do partii socjalistycznych kobiety przyjmowane są na ogół bez zastrzeżeń, ale rzadko awansują do ich ścisłych kierownictw. Również i tu funkcjonują patriarchalne stereotypy. Hasła pełnego równouprawnienia napotykają też na opory wśród robotników, w tym nawet sympatyków socjalizmu, ponieważ kobieta, mniej wymagająca i gorzej opłacana, postrzegana jest jako konkurentka, szczególnie w okresach kryzysów i spadku zatrudnienia. Pomysł obchodzenia Międzynarodowego Dnia Kobiet wyszedł ze środowiska niemieckiej socjaldemokracji. Po raz pierwszy świętowano go jednak 19 marca 1910 r. w Anglii, Danii, Norwegii i Szwajcarii. Najważniejszą częścią obchodów były uliczne pochody pod hasłem równouprawnienia (które odbywały się zresztą i w innych terminach). 28 sierpnia 1910 roku w Kopenhadze, podczas Międzynarodowej Konferencji Kobiet Socjalistek (działającej w ramach II Międzynarodówki), na wniosek niemieckiej działaczki Klary Zetkin przyjęto rezolucję wzywającą do powszechnego obchodzenia tego święta, ale bez wskazania daty. W latach 1913-1914 najokazalsze manifestacje odbywały się 8 marca i ostatecznie ten właśnie dzień został proklamowany Dniem Kobiet. W latach dwudziestych XX stulecia stawał się on stopniowo świętem nie tylko radykalnej lewicy, choć to ona obchodziła go najgorliwiej. W krajach „realnego socjalizmu” dzień kobiet został wprowadzony jako święto państwowe (w bolszewickiej Rosji i Związku Radzieckim od 1921 r., ale dopiero od 1966 r. jako dzień wolny od pracy). W 1975 i 1977 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych wsparła te obchody, chociaż ich formę, a nawet datę dnia poświęconego kobietom pozostawiła do decyzji państw członkowskich. Obecnie dzień 8 marca jako święto i – niekiedy – dzień wolny od pracy jest obchodzony w Rosji, większości krajów sukcesyjnych dawnego ZSRR oraz w kilkunastu innych państwach, głównie afrykańskich i azjatyckich z Chinami włącznie. W okresie PRL obchody miały charakter oficjalny, sztywny i kontrolowany przez władze, choć w sporym zakresie zyskały też społeczną akceptację jako okazja do spotkań towarzyskich, wręczania kobietom drobnych prezentów oraz deklarowania im sympatii i szacunku. Obecnie zarówno w Polsce jak i w licznych krajach europejskich 8 marca jest przede wszystkim dniem manifestacji na rzecz pełnego równouprawnienia, umocnienia kobiecej samoidentyfikacji, likwidacji patriarchalnych i seksistowskich stereotypów. Pochody uliczne służą też zwróceniu uwagi na los kobiet w krajach, w których są one nadal wyraźnie upośledzone w rodzinie i życiu codziennym, odsunięte od możliwości samoorganizowania się i udziału w sprawach publicznych. Andrzej
Konstytucja marcowa potwierdzała równouprawnienie kobiet. Ale zgodnie np. z ustawą z 1922 r. kobieta musiała mieć zgodę męża, by podjąć służbę państwową Kobieta, poślubiając cudzoziemca, traciła obywatelstwo. Mężczyzna nie miał takiego problemu Środowiska lekarskie, akademickie i prawnicze stawiały opór przed przyjmowaniem kobiet w swoje szeregi; liderzy polityczni, choć poparli równouprawnienie, nie dopuszczali kobiet na listy wyborcze Tyle jeśli chodzi o problemy kobiet bogatych. Biedne zmagały się przede wszystkim z olbrzymią nierównością płacową i wszechobecnym molestowaniem seksualnym Przed odzyskaniem niepodległości kobiety tkwiły w podwójnym zniewoleniu - po pierwsze, jako Polki dzieliły z polskimi mężczyznami wszystkie niedole życia pod zaborami, po drugie - jako kobiety, traktowane były jako ludzie drugiej kategorii, niezdolne do racjonalnego myślenia i pełnienia odpowiedzialnych społecznie funkcji - oprócz, rzecz jasna, wychowywania dzieci. To ostatnie w warunkach zaborów dawało jednak kobietom pewną nobilitację - społeczeństwo polskie oczekiwało, że to Matki Polki przekażą potomstwu miłość ojczyzny, która będzie procentować w przyszłości, w walkach niepodległościowych. Ale ten piedestał, na którym zostały postawione kobiety, jako depozytariuszki wartości narodowych, zdecydowanie im nie wystarczał. Panowie ze swej strony nie zamierzali posunąć się ani o centymetr na swoim Olimpie - prestiżowe zawody, nauka czy służba publiczna wysokiego szczebla pozostawały męską domeną, do której kobiet nie dopuszczano. Jak wszędzie, tak i w Polsce wojna wymusiła zmianę tradycyjnych ról - brak walczących mężczyzn stwarzał pustkę, w którą naturalnie wchodziły kobiety. To kobiety oddolnie organizowały wiele segmentów rodzącego się państwa, kobiety również o nie walczyły, a ówczesne feministki były w większości gorącymi patriotkami. Walka o wolną ojczyznę zresztą dominowała klasyczne feministyczne postulaty - było oczywiste, że kwestia praw wyborczych i równego dostępu do stanowisk w administracji państwowej będzie mieć sens dopiero wtedy, gdy uda się stworzyć niezależne, demokratyczne państwo. Czytaj też: Równouprawnienie kobiet dekretem Piłsudskiego. Sto lat praw wyborczych kobiet "Każdy obywatel państwa, bez różnicy płci..." Gdy po 123 latach zaborów Polska odzyskała niepodległość, przy znaczącym, a w wielu aspektach - decydującym udziale kobiet, jasnym było, że nie da się utrzymać dawnych nierówności. Równouprawnienie płci zapowiedział rząd Ignacego Daszyńskiego, a 28 listopada potwierdził je Dekret Tymczasowego Naczelnika Państwa o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego. Pierwszy artykuł głosił: "Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat". Dalej zaś, w rozdziale II, czytamy: "Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele (lki) państwa, posiadający czynne prawo wyborcze (...)". POLECAMY: Święto Niepodległości 2018. Kamil Janicki: bez udziału kobiet Polska nie odzyskałaby niepodległości Od decyzji nie było odwrotu, gdy formalne zrównanie praw obywatelskich kobiet i mężczyzn potwierdziła konstytucja marcowa z 1921 roku. Art. 96 stwierdzał, iż wszyscy obywatele są równi wobec prawa. Kwestię tę ostatecznie przypieczętował wyrok Sądu Najwyższego z 16 lutego 1924 roku. SN orzekł, że art. 96 konstytucji uchyla przepisy prawne, które do tej pory ograniczały prawa publiczne kobiet. Jak obejść konstytucję II Rzeczpospolita składała się z terenów, na których obowiązywały różne systemy prawne - ujednolicenie przepisów po odzyskaniu niepodległości stanowiło nie lada wyzwanie dla legislatorów. Każdy z systemów - austriacki, francuski, niemiecki, rosyjski czy polski - zawierał przepisy, które upośledzały kobiety w życiu społecznym i politycznym. Konstytucja marcowa w wielu regionach funkcjonowała jedynie teoretycznie. Wiele dyskryminujących dla kobiet rozwiązań prawnych utrzymało się na terenach byłych zaborów aż do reformy samorządowej z 1933 roku, która ujednolicała przepisy na wszystkich ziemiach Rzeczpospolitej. Wprowadzenie równouprawnienia ustawą zasadniczą nie oznaczało automatycznie zmiany mentalności społeczeństwa. A konstytucyjną równość obchodzono za pomocą zwykłych ustaw, jak ustawa o państwowej służbie cywilnej z 17 lutego 1922 roku. Zgodnie z jej zapisami, kobieta zamężna mogła być przyjęta do służby państwowej jedynie za zgodą męża. Art. 6 ustawy głosił: "Przy przyjmowaniu do służby państwowej osób nieletnich i kobiet zamężnych władza będzie przestrzegać zasad obowiązujących ustaw cywilnych". Kobiety, konstytucyjnie równe mężczyznom, ustawa z powrotem sprowadzała do roli osób zależnych, które nie mogą same o sobie stanowić - podobnie, jak osoby nieletnie. Na Śląsku z kolei, by objąć stanowisko publiczne, kobietom zgody udzielić musiała Śląska Rada Wojewódzka. Automatycznie traciły je, gdy wchodziły w związek małżeński. Małżeństwo pozbawiało kobiety autonomii, a brak faktycznej równości widoczny jest jeszcze na innym przykładzie - ustawa o obywatelstwie państwa polskiego z 20 stycznia 1920 roku stanowiła, że wychodząc za cudzoziemca Polka pozbawiana była obywatelstwa swojej ojczyzny. Mężczyzna, poślubiając cudzoziemkę, nie musiał obawiać się takich konsekwencji - jego polskie obywatelstwo automatycznie obejmowało również nowo poślubioną małżonkę. Maria Skłodowska - niegodna by wykładać na UJ Choć kobiety często wykształceniem i zdolnościami wybijały się mocno ponad przeciętność, męska społeczność akademicka nie chciała uznać tego faktu. Jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przyniosło to polskiej nauce niepowetowane straty - władze Uniwersytetu Jagiellońskiego musieli pluć sobie w brodę, gdy Maria Skłodowska-Curie odbierała swoje Noble. Wybitna chemiczka, po ukończonych studiach w Paryżu, chciała podjąć pracę na UJ. Ale dostojna brać akademicka uznała, że jako kobieta nie jest godna, by dzielić z nimi sale wykładowe. Podobny los spotkał Annę Tomaszewiczową, pierwszą Polkę, która w 1876 roku uzyskała w Szwajcarii dyplom doktora medycyny i pierwszą w Polsce kobietę praktykującą zawód lekarza. Mimo wybitnych osiągnięć, nigdy nie przyjęto jej do Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego. Dopiero w 1920 roku przyjęto w Polsce prawo, dające kobietom możliwość studiowania na polskich uczelniach bez żadnych ograniczeń. Kobiety - prawniczki? "To nie prowadzi do żadnego rozumnego celu" Jeszcze w 1900 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim specjalnie powołana do tego komisja orzekła, że kobiet nie można przyjmować na fakultet prawny. Uchwała, przyjęta co prawda niewielką liczbą głosów, głosiła że "Kobiety, ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowe nie posiadają odpowiednich kwalifikacji, aby z pożytkiem dla dobra publicznego spełniać ważne obowiązki sędziego, prokuratora, adwokata lub urzędnika administracyjnego (...)". Koledzy akademicy uznali, że przyjmowanie na studia prawnicze kobiet "byłoby środkiem nie prowadzącym do żadnego rozumnego celu, a mogłoby tylko wpłynąć szkodliwie na racjonalne przeprowadzenie w życiu społecznym podziału pracy ekonomicznej". POLECAMY: Ewa Łętowska: prawo ma płeć męską Czy nierozumnym celem było stworzenie domów poprawczych dla dziewcząt (wcześniej do takich domów szli tylko chłopcy, nieletnie sprawczynie przestępstw trafiały prosto do więzienia)? Taki właśnie postulat podnosiła Wanda Grabińska, pierwsza praktykująca sędzia w Polsce. Po kilku latach pracy na stanowisku sędzia została zatrudniona w Ministerstwie Opieki Społecznej. Była również współzałożycielką Związku Prawniczek w Warszawie. Ale zanim mogła złożyć sędziowskie ślubowanie, czekał ją trudny bój z męskimi uprzedzeniami. Choć konstytucja marcowa uchyliła dekret o aplikacji sądowej z 8 lutego 1919 roku, który dopuszczał do zawodu tylko mężczyzn, kobiet na stanowiska sędziowskie po prostu nie mianowano. Grabińska, która w 1924 roku ukończyła prawo na UW, została aplikantką sądową (kobiety dopuszczano do pełnienia mniej prestiżowych funkcji w sądownictwie). Po trzech latach uznała, że równe kolegom kompetencje dają jej prawo do zostania sędzią - złożyła zatem aplikację, powołując się na konstytucję. Choć wielu się to nie podobało, po 18 miesiącach jej aplikacja została rozpatrzona pozytywnie. W 1937 roku na stanowiskach sędziowskich w Polsce pracowało siedem kobiet. Sędziami przysięgłymi mogli być jednak nadal tylko mężczyźni - na mocy prawa o ustroju sądów powszechnych z 8 lutego 1928 roku. Równe prawa, nierówne szanse Ostatecznie jednak od 1918 roku kobiety miały czynne i bierne prawo wyborcze. Przyznanie ich popierały wszystkie istotne ugrupowania polityczne. Jak zwraca uwagę dr hab Marcin Łysko w pracy "Udział kobiet w życiu publicznym II Rzeczypospolitej Polskiej", ta powszechna zgoda była, po pierwsze, pokłosiem niezaprzeczalnych zasług i poświęcenia kobiet podczas wojny, ich pracy konspiracyjnej i organizacyjnej. Drugi powód był bardziej prozaiczny - prawo głosu dla kobiet było zwykłą polityczną kalkulacją. Ordynacja wyborcza z 1919 r. wykluczała z głosowania wojskowych - a większość mężczyzn przechodziło wówczas przeszkolenie wojskowe. Kobiety stały się zatem cennym potencjalnym elektoratem dla partii, które po raz pierwszy miały szansę zmierzyć się w demokratycznych wyborach. Pamiętać jednak należy, zarówno Piłsudskiemu, który uważał, że kobiety będą głosowały bezmyślnie na partię popieraną przez męża, jak i Dmowskiemu, który był zdania, że kobiety nie powinny brać udziału w życiu politycznym, kończyć studiów i generalnie - wychodzić ze swojej tradycyjnej roli - daleko było do otwartości na idee pełnego równouprawnienia kobiet. Wszystkie partie, zarówno lewicowe i prawicowe, opierały się przed dopuszczaniem kobiet na listy wyborcze. W 1922 roku wśród kandydujących do parlamentu znalazło się zaledwie 2,1 proc. kobiet. Jeśli któraś zaś była na tyle wyemancypowana i odważna, że lekceważąc możliwy ostracyzm społeczny i niechęć partyjnych kolegów decydowała się kandydować, jej nazwisko zazwyczaj lądowało na ostatnich, niewybieralnych miejscach list. Jednak w 1919 roku kobiety po raz pierwszy poszły do urn i zagłosowały. W efekcie w Sejmie znalazło się osiem pierwszych posłanek: Gabriela Balicka, Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Maria Moczydłowska, Zofia Moraczewska, Anna Piasecka, Zofia Sokolnicka oraz Franciszka Wilczkowiakowa. W sumie w parlamencie II RP zasiadało 32 posłanki i 18 senatorek. Niektóre kadencję pełniły kilkukrotnie. Co się często podkreśla, były lepiej wykształcone niż przeciętny męski parlamentarzysta - i nic dziwnego, wywodziły się wszak z elity ziemiańsko-inteligenckiej. Trudno przypuszczać, by kobieta pozbawiona stabilności finansowej i wysokiego kapitału kulturowego w czasach powszechnej niechęci do zmiany patriarchalnego modelu relacji porywała się na kandydowanie. Robotnice, pokojówki - niewolnice II RP Kobiety w II RP pracowały, bo musiały - sytuacja gospodarcza młodego państwa była bardzo zła, pensja mężczyzny nie wystarczała na pokrycie potrzeb całej rodziny. W 1938 roku kobiety stanowiły 23,5 proc. osób zatrudnionych w przemyśle ciężkim i średnim. Dla porównania - zaledwie 15,7 proc. wśród lekarzy. Kobiety traktowano jak tanią siłę roboczą - ich tygodniowe zarobki były przeciętnie dwukrotnie niższe niż mężczyzn. Nieco lepsza była sytuacja włókniarek - te zarabiały "tylko" ok. 30 proc. mniej niż ich koledzy. Możliwości zarobkowe kobiet były w praktyce mocno ograniczone - dla wielu ubogich, niewykształconych dziewczyn, zwłaszcza z terenów wiejskich, jedyną szansą było pójście "na służbę do państwa". Ten rynek był bardzo chłonny - w II RP służbę zatrudniali wszyscy, którzy mogli sobie na to pozwolić - nie tylko potomkowie szlachty i mieszczaństwo, ale nawet rodziny robotnicze. Jak to możliwe? Klucz tkwił w specyficznym, półniewolniczym statusie służących. Nie obejmował ich Kodeks pracy II RP, ich zarobki były niemal głodowe - do pensji wliczał się wszak "wikt i opierunek", który, de facto, często ograniczał się do miejsca do spania przy piecu i resztek z pańskiego stołu. Nadal jednak dla tysięcy młodych kobiet taka perspektywa była lepsza, niż pozostanie w ubogiej chacie czy praca na ulicy - gdzie często i tak kończyły, jeśli np. zaszły w ciążę z panem domu czy synem pracodawców. A ci nierzadko traktowali żeńską służbę jak swój prywatny harem. Oprócz pracy po 16 godzin na dobę i głodowych pensji napastowanie seksualne ze strony pracodawców było olbrzymim problemem tysięcy pracujących kobiet. Nie chroniły ich żadne prawa ani organizacje. Dostawały jedynie napomnienia ze strony Kościoła katolickiego, który wzywał je do czystości i pokory. Przykładem takiej postawy była święta Aniela Salawa, która dwukrotnie zmieniła miejsce służby ze względu na molestowanie ze strony "pana". Jednym z najbardziej bulwersujących faktów, które uzmysławiają, jaki był status służących, jest to, że prawo z okresu zaborów, pozwalające na bicie służących, uchylono dopiero w czasach PRL-u. ................................................................. Materiał powstał dzięki współpracy z Narodowym Archiwum Cyfrowym.
przyznanie praw wyborczych kobietom we francji